Dzisiaj nie liczyłam ile jadłam, ale było to z pewnością mniej niż wczoraj.
Strasznie późno wstałam, nie wiem co mi się stało, że znowu tak długo śpię. Może to te witaminy, muszę się przyzwyczaić czy coś, no zobaczymy.
Miałam posprzątać pokój i zobaczyć co dalej, ale nawet dobrze nie posprzątałam bo zabrałam się za przeglądanie szafy i wystawianie rzeczy na vinted, razem z wymiarami. Pochowałam też z wieszaków do szuflady ubrania, które są bardziej na jesień/zimę. Zostawiłam na wierzchu tylko nowe i takie, które teraz będę nosić. Na vinted mam już wystawione 64 rzeczy :D. Dobrze by się było tego pozbyć. Większość rzeczy jest praktycznie nieużywana, bo ja zawsze kupię i zostawię. Mam np. spodnie z wranglera, które były bardzo drogie, ale miałam je na sobie może 2 razy, bo kupowałam je nie będąc świadoma, że spodnie z niską talią nie są dla mnie.
Jutro widzę się z koleżanką. Znamy się od liceum. Żeby nie komplikować to była nas 5, z czasem coraz bardziej zaczęło się wykruszać. Z Adą mam jeszcze dobry kontakt, może dlatego, że studia są wspólnym tematem. Ona poszła rok wcześniej na płatne, ja zostałam poprawiać maturę, bo chciałam czego innego. Teraz mam od niej materiały i wiele wskazówek, informacji. Wydaje mi się, że jej trochę też jednak zależy na utrzymaniu kontaktu. Ja to już mam trochę dość tego wszystkiego i odpuściłam trzymanie się kurczowo starych znajomych, ale widzę, że jednak odzywa się i wykazuję inicjatywę, więc nie będę tego grzebać. Także jutro się widzimy. No i trochę średnio się czuję. Chciałabym lepiej wyglądać na tym spotkaniu, by była jakaś zmiana, no ale musiałam się znowu zaniedbać, a w 1 dzień nie zmienię swojego wglądu. Trochę mnie to krępuję.
Dzisiaj wystawiając te ubrania i pobierając wymiary było mi naprawdę żal. Niektóre ubrania pamiętają liceum, albo i wcześniej. Leżały w szafie i czekały na lepsze czasy, aż nadeszły gorsze. Nie wiem po co ja to trzymałam. Jak popatrzyłam na to to zrobiło mi się przykro jak bardzo mój rozmiar się zmienił. skoro wcześniej miałam takie wymiary, a mówiłam, że jestem gruba, to teraz to już w ogóle tragedia. Niektóre rzeczy były takie małe. Ech co za szkoda, co za marnotrastwo.
Nie potrafię uwierzyć, że mogłabym znowu ważyć te 60kg, chociażby tyle. Ciągle się rozpraszam i szukam wymówek. Za dużo tych wszystkich okazji i tego lenistwa.
Ostatnio coraz bardziej martwię się o to, że się nie rozwijam. Szczególnie jeśli zaczynam się porównywać z osobami, które idą na przód, robią już coś fajnego, a ja nadal się uczę, jak dziecko. Nic jeszcze nie osiągnęłam. Czuję się coraz mniej wartościowa, coraz mniej niezależna. Jak takie zwierzątko w klatce, które nic nie robi całe dnie, tylko czeka na właściciela, bo to jego jedyna rozrywka w życiu. Boje się, że się zasiedzę i taka zostanę. Kiedyś miałam większe marzenia i byłąm odważniejsza, a teraz zrobiłam się jakaś taka kluchowata. Ja się chyba brzydzę swoją "statecznością". Jeśli ktoś młody zapytałby mnie teraz o radę, to powiedziałabym mu, że każdy jego najśmielszy pomysł, który innym wydaje się głupi jest warty więcej, niż mogłoby się wydawać. Nie warto się tyle zastanawiać. Wkurzam się ilekroć sobie przypomnę pierdolenie mojej mamy bym nie wychodziła z domu, po co idę, znowu gdzieś, po co mi to potrzebne, czy mi się tak chce, no pierdolenie. Sama siedzi w domu i jeszcze ja się przez nią tak przyzwyczaiłam. Tfu
Nie wiem jak żyć. Kiedy jestem sobą to nikt za mną nie nadąża, kiedy jestem jak inni to rzygam swoim życiem i chyba zaczynam nienawidzić tych łajzowatych, spokojnych, szarych ludzi, którzy mnie tylko stabilizują.
💗