niedziela, 21 marca 2021

0

Witajcie, 

Trochę mnie tu nie było. Chciałabym napisać, że tyle się u mnie zmieniło, ale jak się nad tym zastanowię to właściwie wszystko jest po staremu. Od jakiegoś czasu miałam ochotę tu napisać. Za każdym razem w głowie miałam co innego. Różne plany na siebie, mniej i bardziej postrzelone, zdrowe i niezdrowe. Sama nie wiem czego chcę teraz dla siebie. 

Ostatni czas był bardzo zróżnicowany pod względem diety i wszystkiego. Po diecie ABC schudłam 4,4kg czyli nadmiar po świętach, sylwestrze itp., ale mocno odbiło mi się na psychice. Byłam bardzo zagubiona w tym wszystkim, słaba i niezorganizowana życiowo. Na spotkaniu z przyjaciółką i naszymi chłopakami coś pękło i miałyśmy długą rozmowę, pełną łez, gdzie w sumie pierwszy raz poczułam, że ktoś wierzy w to, że mogę mieć problem, ktoś komu nie mówiłam o wszystkim co robię (bo to trochę inaczej gdy się tłumaczy i opowiada, a inaczej gdy ktoś zauważa to wszystko sam i od razu traktuje to jako problem, a nie wymysł). Dotarły do mnie pewne sprawy. Usłyszałam, że psychiatra/ psycholog to mogłoby być dla mnie dobre rozwiązanie i ogólnie było to przekazane w bardzie ciepłej i delikatnej atmosferze. Sama o tym myślałam jak wiecie, ale z drugiej strony nie wierzyłam, że jakby mi się należy, że to problem. Tylko, że później stało się coś dziwnego i stwierdziłam, że nie chce pomocy i sama coś zmienię, bo to otworzenie się już było dla mnie zbyt wielkie. Schudłam jeszcze trochę jakoś trzymając się (6,2kg), ważyłam tyle ile dawno nie ważyłam. Waga stanęła. Później był wyjazd w Warszawa, Zakopane, Kraków. Bardzo dużo chodzenia, trochę nart (uczyłam się pierwszy raz), no ale też jedzenie. Pod koniec lutego przytyłam 3,6kg. 27go robiłyśmy z koleżanką wspólne urodziny. W tym tyg. przed postanowiłam zrobić głodówkę, nie wiem co mną kierowało, bo nie było jakoś specjalnie widać nadmiaru tych kg, no ale mi odbijało. Chciałam by ktoś mnie zatrzymał, ale niby jak. Do 26go schudłam 3,6kg. Urodziny urządzałam z koleżanką z liceum, która dobrze mnie zna. Dzień przed sprzątałyśmy jej mieszkanie, a później jechałyśmy do mnie do domu. Nie dało się nie zauważyć, że nic nie jem. No padło wiele słów nieprzyjemnych, które trochę mnie gdzieś tam zabolały, bo spotkałam się nagle z dużym niezrozumieniem. Następnego dnia widząc, że naprawdę ją to męczy po prostu zaproponowałam, żebyśmy zrobiły rosół, a później już też coś jadłam na imprezie, bo nie mogłam znieść tej surowości i oschłości w powietrzu. Po imprezie nie wiedziałam czego chce, ale nie chciałam przerywać. Wybuchła jednak kolejna bomba. Okazało się, że ktoś inny potrzebuje mojego wsparcia, a ja ciągle gadam tylko o tym jednym. To był stresujący czas bardzo i za długo by teraz o tym pisać, może kiedy indziej wspomnę, ale jak o tym myślę to mam stres do teraz. 

Sumując to wszystko, zauważyłam jak to wpływa na ludzi wokół mnie. Na moich bliskich i jak oni na tym cierpią. Nie chcę im tego robić. Póki co jem normalnie, aż za normalnie, choć robię to dla nich, nie dla siebie niestety i coraz bardziej mnie to frustruje, bo czuję jakby coś mnie dusiło. Potrzebuję przerwy od tego jedzenia, ale nie mogę się teraz cofnąć, chyba. Nie do tego stanu, który był. Może po prostu mogłabym sobie odpocząć przez jakiś czas jedząc mniej i ćwicząc, bo jednak nadal muszę schudnąć, no i nie wiem ile przytyłam, bo aż boje się stanąć na wagę. Nie chce by teraz ktokolwiek wiedział, niech to będzie na tyle by chudnąć i nie niszczyć się. Boję się ustalić granicę, bo dałabym 800kcal, a wiem, że to nie jest normalna ilość nadal. Tylko, że większa wydaje mi się nie być dietą. Choć w sumie to przecież nikomu niczego nie obiecywałam, więc mogę robić co chce... dostałam właśnie średnią wiadomość, trochę mi przeszła ochota na healthy life style. Nie wiem co zrobię, okaż się jutro, dziś już nie mam siły. 

Do następnego kochane.

środa, 13 stycznia 2021

Rainbow diet zaliczona. ABC diet start

 Powinnam cofnąć trochę słów, które ostatnio napisałam. Jestem bardziej skłonna myśleć, że to się dzieje tylko w mojej głowie. Nie mogłam wtedy jeszcze usnąć długo i napisałam by to wyjaśnić, stwierdziłam, że tak jednak będzie szczerzej i będzie to miało jakiś skutek, a nie tylko będzie taką paplaniną moją. Codziennie moja głowa podpowiada mi różne złe rzeczy, jakby chciała mnie odciąć od każdej dobrej osoby w moim życiu, nie mogę przez to spać, ale przynajmniej mogę to wyjaśniać w miarę na bieżąco, a ta osoba, nie bierze mnie za wariatkę, że tak myślę i tak pisze to wszystko, znaczy tak mi się wydaje, że nie bierze. 😅

Z poniedziałku na wtorek spałam jakąś godzinę. Nie mogłam usnąć, a o 7.30 miałam zajęcia, na których miałam prezentacje, później już nie szło zasnąć z głodu. Stwierdziłam, że przemęczę się cały dzień by wieczorem normalnie zasnąć. I naprawdę ten dzień był straszny, kręciło mi się w głowie jak na dobrej karuzeli. Siły nie miałam na nic, ciężko się było skupić, humor tragiczny. No i jakoś po 18 stwierdziłam, że idę spać bo i tak nie daje rady. Tyle, że 18.30 miałam wykład, więc włączyłam go i musiałam nastawić budzik by wyłączyć. Nie mogłam za bardzo usnąć i ocknęłam się jeszcze przed budzikiem, więc to może była jakaś 30 minutowa drzemka. Poczekałam do końca wykładu i zanim się położyłam to było po 20 sporo. Zasnęłam. Po 24 otworzyłam nagle oczy jakby mnie coś przestraszyło. Nie mogłam spać do po 5 jakoś, tragedia, próbowałam wszystkiego. Ciągle miałam najgorsze myśli w głowie, rozważałam różne sytuacje, strasznie się stresuję tym co sama sobie wymyślam. to takie niezdrowe, ale nie umiem tego przezwyciężyć, ewidentnie mam zakłócone to myślenie. Wstałam 7.45 włączyć wykład i poszłam spać do 9. Także jakby zsumować to nie wyszło źle bo jakieś ok. 8h. Dzisiaj czuję się już lepiej, ale kupiłam Valerin sen bo nie będę się męczyć kolejnej nocy, ty bardziej, że jutro mam zajęcia stacjonarnie i muszę wcześniej wstać i jechać samochodem. 

Z jedzeniem jest średnio. Pod tym względem, że chciałabym dobijać do górnej granicy, a nie mogę. Stronię od niektórych produktów jak chleb, ziemniaki, mięso, nabiał, nie wiem czemu, jakby się ich boję, że mogą wyzwolić napad, albo że waga przestanie spadać jak zjem cokolwiek takiego cięższego. Produkty, które jem są mało kaloryczne, więc też ciężko podnieść bilans, a jednak najadam się tymi porcjami, aż za bardzo. 

Bilanse: 
Poniedziałek:
ok. 60g winogronu 
ok. 60g winogronu
1/2 papryki 

KONIEC RAINBOW DIET
POCZĄTEK ABC DIET

Wtorek:
ogórek zielony 210g, papryka 50g 45kcal
zupa rozgrzewająca 277g 92 kcal 
137kcal/ 500kcal 

Środa:
jabłko 190g 95kcal
zupa rozgrzewająca 375g 125kcal 
220/500 kcal 
jak na razie, ale coś jeszcze dodam myślę i pewnie zrobię jogę 

Bardzo polecam tą zupę rozgrzewającą, bo jest mało kaloryczna, ma bardzo ciekawy smak (w końcu idzie tam limonka, papryczka chili, mleko kokosowe), no i jest pikantna, więc dobrze wpływa na przemianę materii. 
Przepis: 2 białe cebule, 2 ząbki czosnku, sól i pieprz smażycie ok. 5 min na patelki na oliwie z oliwek, następnie dodać pokrojoną papryczkę chili (ja miałam takie ze słoika) i łyżeczkę przyprawy imbiru, wymieszać, dodać 3 puszki pomidorów krojonych i dusić 2-3min; do garnka wlać litry wody i do wrzącej wsypać 4-5 ziemniaków w kostkę pokrojonych, dodać wszystko z patelni, gotować, po 15 min dodać 70ml wina i sok z połowy limonki, 2-3 łyżki miodu, gotować chwilę, wlać 250ml mleka kokosowego i gotować pod przykryciem, aż ziemniaki będą miękkie 
To przepis z ebooka Pauli Jagodzińskiej i bardzo polecam Wam go zakupić bo są tam fajne przepisy, wszystkie chyba wegetariańskie, ale naprawdę jest warty zakupu, tym bardziej dla takich zupek. 

Dzisiaj zrobiłam 4 recepty i miałam 3 wykłady, teraz dokończę notatki z farmakologii o lekach opioidowych i może joga, a o 20 pomagam koleżance w zaliczeniu to przynajmniej mam co robić. 
W ogóle wiedziałyście, że metamizol sodowy, który jest w naszej pyralginie jest substancją dostępną bez recepty tylko w Polsce? Mnie to zaskoczyło, ale dobrze działa, tylko trzeba uważać bo szkodzi wątrobie, w grudniu na koniec roku wyszło jakieś obwieszczenie o jego hepatotoksyczności i o tym by informować pacjentów w aptece, żeby było zabawniej to zaraz po tym Pyralgina wydała metamizol w opakowaniu po 50 tabletek, taki chyba żart. No i z takich jeszcze ciekawych nie dajcie się zwieść opakowaniu, że 
aspiryna działa p/zapalnie, bo trzeba by jej było wziąć aż 4g by miała takie działanie, a to już by było toksyczne na ucho i nerki. Jęsli ktoś jest zainteresowany tym tematem NLPZów i leków p/gorączkowych to mogę Wam wstawić fajne notatki, bo powiem Wam, że mnie to bardzo zainteresowało. Ahh no i nie łączcie ibuprofenu z senesem czy innymi przeczyszczającymi (jeśli macie zamiar brać w nadmiarze), bo on będzie szkodził nerkom przy odwodnieniu organizmu czyli w biegunkach również, lepiej paracetamol. No i nie podaje sie go dzieciom przy ospie wietrznej, bo powodował częste ropowicze i posocznice paciorkowcowe, więc też lepiej paracetamol. Jeszcze można go brać przy bólach miesiączkowych i migrenach (chociaż ja wątpię by zadziałał u kogoś jak ktoś ma duży problem), tylko ważne, że to trzeba wziąć na samym początku, bo wtedy ma najlepsze działanie, więc nie ma co się zastanawiać. No i uważajcie ogólnie z NLPZami (to również maści np. z diklofenakiem jak voltaren) bo są fotouczulające, więc w lecie trzeba ostrożnie. Dobra kończę ten wykład, ale wydaje mi się to dość ciekawe i chyba dobrze wiedzieć takie niektóre rzeczy. No i jak ktoś nie wie to aspiryna to tak z przymrużeniem oka, lepiej wziąć ibuprofen, paracetamol czy naproksen (który swoją drogą jest dobry, bo ma bardzo mało interakcji z innymi lekami), bo ona daje więcej szkód niż korzyści. 😅 Mam jeszcze trochę takich ciekawostek jeśli ktoś jest chętny. 

Trzymajcie się ;* 


💗
PS. napisałam małe sprostowanie w komentarzu pod ostatnim postem 

niedziela, 10 stycznia 2021

Ból i strach

Nie potrafię opisać tego jak się czuję i co mam w głowie. Nawet nie nadążyłabym chyba za taką ilością myśli. Nie wiem czemu ciągle czuję się źle. Tak bardzo źle. Nie wiem czy to teraz jest ze mną coś nie tak, że tyle widzę, czy to wcześniej byłam zaślepiona codziennością i nie dostrzegałam tego wszystkiego. Co widzę? Wydaje mi się, że coś się zmieniło, że nie zależy. Zapisałam sobie kilka rzeczy, które ostatnio usłyszałam "Boje się zaangażować..." w sensie w przyjaźń, co prawda od człowieka, który prawie już spał, no ale jednak to słowo ma znaczenie, bo nie rozumiem co ma oznaczać, skoro angażuje się człowiek na początku, później to juz chyba jest zaangażowany, trochę mnie to zabolało, niby wyjaśnione później, ale jakoś nie jestem przekonania jak zbieram wszystko. "Nie wiem czego chce", "Mogę nie podołać" - odnośnie tego co robię, ale nie chce przecież też by ktoś mi tu w tym pomagał, bo jak już to zadanie, ale dla psychologa. "Nie potrafię utrzymywać kontaktu na dłużej" to usłyszałam już na początku, ale teraz dopiero zastanawiam się czy w tym wypadku też ma tak być. Słyszałam dużo zapewnień "Nie chcę by to się skończyło", " Nie znam drugiej takiej osoby" "Zależy mi" itp. i we wszystko wierzyłam, ale teraz jakby przestaje. Nie wiem ile sobie wymyślam sama w głowie, a ile jest w tym prawdy. "Mniej rozmawiamy, na początku było inaczej..." no i owszem to racja, ale dlaczego? Czy jednak zależało Ci bardziej, a teraz już średnio? Tylko dlaczego? Czy ułożyło się i już nie trzeba tak się starać, bo przecież nic się nie zmieni, skoro coś się wypracował? Czy może po poznaniu słabych stron zmieniłeś zdanie? Nie chcesz rozmawiać z kimś takim jak ja kto jest tylko problemem? Bo przecież jestem problemem i dostarczam samych problemów, których nie rozumiesz i które pewnie wg Ciebie są głupie. Strasznie mnie to boli, bo czuję, że to się rozpada. Nie mam teraz tyle siły psychicznie by sprostać temu, by się nie poddawać, by o coś zabiegać i nie myśleć o tym, że może za bardzo się upominam, a mam nadzieję, że Ty mnie w tym nie zastąpisz, tylko pozwolisz by to się rozeszło, bo boisz się zaangażować, może faktycznie zrobiło się poważniej. Czemu to tak boli? Czemu znowu to zrobiłam? Nie chciałam już poznawać ludzi, nie tak blisko, nie tak, bo za dużo razy za mocno mnie to zraniło i zabolało, a teraz widzę jak wszystko upada i wiem do czego to prowadzi i tak bardzo się tego boje, że sama mam ochotę zepsuć wszystko nim nadejdzie samo. Spotykaliśmy się tylko po zajęciach stacjonarnych, w tym miesiącu mamy tylko dwa razy, rozmawialiśmy o tym, powiedziałeś, że no to nie może tak być, że nie będziemy się widywać, a jednak nie widzimy się nawet dwa razy. Staram się myśleć, że to przez obowiązki, ale składając to wszystko przestaje w to wierzyć. Na ostatnim spotkaniu powiedziałam o tym co stało się między mną a moim przyjacielem, zapewniałeś, że nic nie pomyślisz, że to nie będzie miało wpływu, dlaczego mam wrażenie, że jednak ma. Te wszystkie myśli obijają mi się po głowie i nie potrafię ich poskładać, chcę to zamknąć, ale tylko po to byś przekonał się, że (mam nadzieję) Ty nie chcesz naprawdę by to się skończyło, ale ech wiemy już pewnie oboje, że to się skończy. Jak bardzo to boli. Nie pomogą tu chyba te nasze zapewnienia na kamerkach, kiedy próbujemy to  wszystko tłumaczyć i wtedy widzę, że nie raz Ci zależy i kiedy piszesz nie raz to widzę to, ale mam wrażenie, że to wszystko już jest tylko na siłę. Starasz się, nie raz bardzo, ale może nie z chęci, ale z obowiązku, bo może chcesz by to przetrwało, ale nie masz ochoty tak po prostu naturalnie tego chcieć i zmuszasz się, a ja to czuję. Nie wiem czy to prawda czy znowu moja wyobraźnia. Jestem toksyczna dla ludzi i jestem problemem w ich życiu, oni zapewne też to czują. Każdy kto ode mnie odszedł pewnie tak to widział, jestem dobra tylko na chwile. Nie ma we mnie nic dobrego, tylko komplikuje wszystko. Nie chce żyć z tą świadomością. Nie chcę żyć w ogóle. 

Bilanse:
Czwartek:
nic

Piątek:
1/2 pomarańczy
1/2 pomarańczy
marchewka 
88kcal 

Sobota:
10 borówek 
10 borówek
10 malin
40 kcal
Ćwiczenia:
joga rozciąganie 20min
joga smukłe nogi 18min
joga power 20min 
joga na trawienie 25min 

Niedziela:
ok. 50g malin 
ok. 50g malin (bo część okazała się wodą, która odeszła po rozmrożeniu) 
1/2 papryki 
59kcal 
Cwiczenia:
joga rozgrzewka 10min
joga na smukłe nogi 18min 
joga trening na całe ciało 30min
joga na brzuch delikatna rozciąganie 25min 

Nie wiem czy boli mnie klatka czy łopatki, albo to i to. 
Waga odzyskana, nadmiar po świętch to już tylko +0,1kg, czyli pewnie jutro go nie będzie, a jeszcze wczoraj zaczął mi się okres. 
Trzymajcie się i dziękuję za Wasze komentarze i za to, że jesteście. 


Polecam, pięknie brzmi, dobry na trudne chwile. 

💗

środa, 6 stycznia 2021

Trochę inna jestem

Mam wrażenie, że te święta i wolne trwały miesiąc. Ciągle jakieś jedzenie i alkohol, jak myślałam, że już brak okazji, to lądowałam przy stole wieczorem. Przytyłam 4,9kg od przed świąt, gdzie do świąt schudłam 11kg z hakiem. Słabo, ale już wzięłam się za to na szczęście. We wtorek rozpoczęłam rainbow diet. Pierwsze podejście było w poniedziałek, ale mimo, że odmówiłam maca, pizzy, makaronu, chińczyka, sushi kilka razy, to i tak w końcu wyszło tak, że zjadłam z mamą 4 kawałki sushi, po czym już stwierdziłam, że i tak dupa i zacznę od wtorku, a w poniedziałek napije się piwa i coś zjem jeszcze. Ta dieta jest na tą chwilę dla mnie idealna, bo potrzebuje konkretnie wytycznych co mogę i ile, limity kaloryczne by się nie sprawdziły. Uzależniłam się od tych drwali z żurawiną i wpadło ich kilka niestety ostatnimi czasy, a jednak senes nie załatwi sprawy, dlatego teraz trzeba się wziąć znowu za siebie mocno. 

Także u mnie
Wtorek 
1/2 jabłka 
1/2 jabłka 
ogórek zielony 

Środa
1 banan 
1 banan 
Jazda na rowerze 32min 7.68km -353kcal 
Nie lubię kukurydzy. 

Jutro dzień bez jedzenia, dobrze, że tak wypadło, bo jutro mam zajęcia na uczelni od 10 do 16, a później jeszcze powrót do domu, więc będę się mogła na czymś skupić. 
Dawno już nie byłam na takiej diecie. Normalnie jak liczę kalorię to tak średnio mi utrzymywać tak niskie bilanse, a tu nie jest to aż taki problem. 
Najgorsze jest tylko to, że mimo tej przerwy teraz w święta i po świętach, gdzie moja psychika czasem mogła odpocząć to nadal w mojej głowie nie jest dobrze, myślałam że pozytywne myślenie zostanie na chwilę dłużej jak to jest na początku, ale tu jednak czuć, że to kontynuacja, a nie początek tej chorej wędrówki. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to tak, że zaraz się najem czegoś, bo nie chce ciągle zawalać. Niedługo egzaminy, to nie może być wymówką. Chciałabym po tej diecie zacząć dietę ABC, ale to spore wyzwanie. Obym dzięki tej diecie zapomniała o niezdrowym smaku zakazanych rzeczy i przestawiła się na zdrowe jedzenie, bo teraz marzę nawet o zupie, których nie lubię normalnie. 

Święta to był słaby czas psychicznie tak jak Wam pisałam. Później tak różnie. Byłam na jedną noc w Zakopanem, mieliśmy fajny pokój z jacuzzi. Na koniec zrobiłam sobie zimną kąpiel na 45minut. Także takie dziwne skrajności u mnie. 

Dziękuję Wam bardzo, że jesteście tu ze mną, mimo że mnie często nie ma. Bardzo doceniam każdy komentarz, nawet jeśli nie odpiszę, bo zazwyczaj widzę je z telefonu i wtedy już nie mam jak. 

Teraz jestem często też na tumblru jeśli ktoś by chciał to zapraszam: fitnessgirlin 
Jeśli ktoś chce to może też pisać do mnie na email klllaudiaa@icloud.com, chętnie pogadam. 
Dziękuję, że jesteście. 
Odpiszę teraz na pytania w zaległych komentarzach. 
Dobranoc ;* 

💗

środa, 30 grudnia 2020

We belong to nobody

 Człowiek, którego nikt nie rozumie nie może być słaby. Musi radzić sobie ze wszystkim sam, bo nikt nie jest w stanie pojąć tego co się dzieję w jego głowie. Nikt nie pojmie co dzieje się w mojej i dlatego nikt nigdy nie będzie w stanie mi pomóc. Dlatego muszę być wystarczająco silna by pozostać przy życiu. Dzięki temu łatwiej jest mi później komuś pomóc, bo mimo moich problemów i załamać potrafię wstać i kogoś ponieść, bo zawsze noszę siebie w najgorszych chwilach. Dopiero co sobie zdałam z tego sprawę. Zawsze gdzieś tam liczę na pomoc z zewnątrz, ale nikt nie jest taki jak ja, każdy jest inny i reszta tych oklepanych tekstów. No ale to mój tekst, więc nie będę się usprawiedliwiać więcej za takie myślenie. Szkoda, że każdy inaczej odbiera choćby problemy. 

Nie zliczę ile razy w życiu byłam w sytuacji gdzie chciałam odebrać sobie życie, gdzie próbowałam to zrobić i w ile sposobów. Zawsze było mi blisko do takich rozwiązań. Czasami nie zadziałało, a czasami się podniosłam. Dosłownie i w przenośni. Zawsze najlepszym miejscem na rozpacz jest dywan czy podłoga, trochę jakbym podświadomie szukała tego dna, które istnieje w jej głowie i muszę je odzwierciedlić też w życiu. Kiedy jak dziś uświadamiam sobie, że z czymś nie potrafię się zmierzyć, że coś mnie przerasta, że to za dużo, nie mam nad czymś kontroli to popadam trochę w taką histerię bo nie widzę rozwiązania. Później jeszcze uświadamiam sobie, że jestem sama i nigdy nikt nie będzie tak jak tego w takich chwilach potrzebuje. Zdałam sobie sprawę dzisiaj z tego co mnie uciska od jakiegoś czasu i co być może mogło wpłynąć na to co sobie robię, dlaczego się karzę. 

Napisałam do bliskiej koleżanki, która wydaje mi się, że gdzieś sama przez to przeszła i powinna rozumieć, ku mojemu zdziwieniu nie odpisała, nie wiem jak to wyszło, czy się nie dogadałyśmy, napisałam zbyt mało coś sygnalizując czy ona to po prostu olała bo nie chciało jej się mnie słuchać, może i tak. To jakoś tak boli trochę. Znowu uczucie, że jestem sama i nigdy nie będę pasować do tego świata, nigdy. Później przyszło więcej czarnych myśli, zaczęłam obliczać śmiertelne dawki tabletek, które mam, etanolu, wyszło na to, że wszystkiego mam za mało i nie wystarczyłoby odpowiednio. Nie wiem też czy chciałabym by rodzice znaleźli mnie martwą na dywanie pod choinką, trochę taki słaby symbol świat. Sama płaczę jak to piszę, ale tak pomyślałam. Później myślałam by to wymieszać wszystko po prostu i zobaczyć co będzie. Słuchałam chyba "Wake me up", z wiadomych przyczyn, nigdzie nie czuję takiego zrozumienia w bólu jak w tej piosence. Tak niewiele mi brakuje by przejść tam, gdzie mnie nie powinno jeszcze być. Później natchnęłam się na piosenki, które słyszałam już jakiś czas temu przykładowo "Angel of the morning" i włączyło mi się "We Belong" Pat Benatar, słuchałam kilka razy, zaczęłam śpiewać, co zawsze gdzieś mnie uspokaja i przyszła mi myśl, że faktycznie nigdy nikt mnie nie zrozumie tak jakbym tego chciała, nigdy nikt nie pozna do końca, nie będzie wiedział czego potrzebuje, na co liczę, dlatego zawsze muszę być silna i zawsze musiałam. To trochę ciężkie. Pewnie każdy tak ma, ale mam wrażenie, że nie każdy człowiek jednak to tak czuję, jakby zdaje sobie z tego sprawę, nie każdy jest silny. Przygniataja mnie takie myśli, jedną ręką już sięgam by odebrać sobie życie i wszystko jest na nie, po czym gdzieś łapie się, że mimo, że stoję na krawędzi mostu, to jeszcze nie wpadam do głębokiej wody, ale chwieje i zbieram się, zawsze się zbieram. Zawsze sama i może tak powinno być. Może gubi mnie to szukanie w ludziach tego co mogę dać sobie sama. Czy to ten mój błąd? Czy jeśli zacznę z tego korzystać to będzie mi łatwiej? Tylko jedno mnie martwi w takim wypadku. W takiej sytuacji wiem, że będę mniej otwarta, bo będę dość samowystarczalna by nieść swój ciężar i nie będę chciała niepotrzebnie tego komuś pokazywać skoro nic to nie zmieni. Czy o tym mi mówiłeś? Czy dlatego wolisz Sam? Bo mówiłeś, że boisz się, że ktoś nie zrozumie. Chyba dopiero zaczynam to pojmować. I nie wiem co o tym myśleć, bo przecież oboje na swój sposób się staramy. 

Powoli zaczynają mi się pojawiać w głowie powody moich kar, chyba gdzieś od początku to widziałam, ale nie chciałam przed sobą tego przyznać, chyba nadal nie chce. Napiszę o tym jeszcze. Póki co to wydawało mi się ważniejsze. 

Ciężko mi teraz z moją głową, a jak jem jest jeszcze gorzej, bo nie dość, że tracę to co mnie trzyma przy życiu i ciężko mi to tak odzyskać to jeszcze wszystko i tak jest zjebane, więc ani porządnej diety, anie rozwiązania problemów czy poprawy komfortu życia. 

💗

środa, 23 grudnia 2020

jednego serca

 Leżę w łóżku z lampką wina, nawet niezłe, Sablettes 2013 rocznik, za słodkie jak dla mnie, ale jednocześnie delikatne i przyjemne. Oglądałam serial, nowy, na netflixie "Bałagan jaki zostawisz", dopiero początek, nie wpłynął jeszcze na moje myślenie. Skończyłam dziś sprzątać, ubrałam choinkę, podoba mi się, teraz patrzę na nią z przyjemnością. Jeszcze łyk wina. Podziwiam drzewko. Zgubiłam się. Nie wiem kim jestem i po co jestem. Mogłabym w tej chwili zniknąć nie zostawiając po sobie nic i tak naprawdę nic na dłużej by się nie zmieniło. Nawet jeśli inni się starają, to w końcu przestaną, ludzie zawsze przestają kiedy potrzebujesz ich najmocniej. Są tylko ludźmi, nie mają dość siły. 

Nie rozumiem siebie. Nie bardzo wiem czego chce. Przerażają mnie moje myśli. Przeraża mnie to: co i o kim myśle. Chciałabym wszystko zostawić, zapomnieć, nie znać smaku tego wszystkiego. Narkotyk, który tak uzależnia i sieje takie spustoszenie w głowie. 

Z dietą do tej pory było dobrze. To już ponad 2 miesiące. Schudłam 11kg, często nie jadłam lub jadłam tylko rano 1 kanapkę. Zdarzało się też zjeść więcej jak były imieniny czy nocny wyjazd do maca. Ostatnio ten mac zdarzał się zbyt często, później senes po kilka saszetek, ostatnio to już chyba 3/4 dni z rzędu, nawet jak nie jadłam, trochę się uzależniłam jakby. Chcę widzieć zmianę. Czułam się nawet lepiej już, naprawdę. Przyjechał brat, jedliśmy wszyscy sushi, powiedział, że jestem jak szafa trzydrzwiowa, nie wiem co myśleć i co robić. Ciężko mi też nie jeść teraz jak cały czas jestem w domu. Nienawidzę siebie za to wszystko. Chciałabym o tym z kimś pogadać, ale nie ma to sensu wiadomo. Nikt nie zrozumie, nikt nie musi wysłuchiwać. To wszystko jest straszne. Motam się. Skoro ostatnio jadłam to to nie jest problem, wystarczyłoby się tylko nie przeczyszczać. No ale nie potrafię odpuścić, nie mogę nawet, nie wyobrażam sobie tego. Chociaż kontroli i tak nie mam skoro zdarza mi się zjeść, potrzebuję odzyskać ją w pełni, na każdej płaszczyźnie. 

Ostatnio miałam sporą awanturę w domu, bo w sobotę spała u mnie koleżanka, no i w niedziele pretensje, że "leżę jak krowa i codziennie chodzę pijana", gdzie no faktycznie w tym miesiącu piłam 4 razy, ale bez przesady, codziennie jeździłam samochodem, także to wszystko oszczerstwa. 3-4 dni w tygodniu na uczelni, dojeżdżając samochodem, w jedną stronę godzinę, kilka godzin zajęć, kanapka na cały dzień do jedzenia lub nic, środki przeczyszczające dla zasady nawet jak nie jadłam, nauka do kolosów, szczególnie farma po nocach, ogromna ilość. Ograniczone prawa, bo nie można już wracać do domu o której się chce, bo przecież jadę w nocy samochodem. Pretensje i zazdrość o nową znajomość. Później nadzieja, że w święta wszystko się poukłada i nagle pijany wujek w domu, czyli bałagan wszędzie, do tego zimno w pokoju. To życie nie jest piękne, ani poukładane. Nie jest nawet moje, dlatego tym bardziej chciałabym je zostawić. 

Mam dość wszystkiego i kiedy mówię o tym komuś, kto miał być moim przyjacielem i mnie rozumieć, to słyszę tylko, że tak jakby czasem tak jest, zero pytań, zero rozmowy, tak jest. Przyjaciel to nie psycholog... wiem to, mi chyba potrzebna jest jakaś pomoc, która potrafiłaby to wszystko zrozumieć, nie mogę wymagać od ludzi by byli dla mnie i trzymali mnie cały czas za rękę, bo wtedy i z ich życia zrobię piekło, nie chce być dla nikogo toksyczna. Z drugiej strony nie mogę udawać, że ktoś jest mi bliski, gdy wiem, że coś trzymam tylko dla siebie celowo, a teraz nie chcę nic więcej mówić. Cofnęłam się z chwilą, gdy wystawiłam się i oberwałam. Nie chce dostać mocniej. Łatwiej byłoby mi czasem jednak samej, bo koniec końców i tak zostaje sama. Coś czuję, że i tu tak będzie. Dlatego tak ciężko mi wpuszczać kogoś do swojego życia, pokazywać jakiś środek, bo wiem, że nikt tego nie wytrzyma po prostu, to jest nienormalne, ja jestem nienormalna. Nie chcę się teraz odsuwać, ale nie chce też tak tkwić jakby wszystko było dobrze. Ech to umrze, w styczniu mam chyba zajęcia na uczelni dwa razy, jeśli nic nie dojdzie, także to umrze. Żal mi bardzo, boli to, ale to się stanie, jak nie teraz to w przyszłości, pewnie nawet niedalekiej. Może ja już nie umiem nawiązywać kontaktów z ludźmi, za wiele wymagam od nich. Za dużo oczekuję, zawodzę się, rozczarowuje, rzucam to, tracę, żałuję, umieram, nie wracam, nie ufam, koniec. 

Nie mam siły na to życie, a najbardziej nie mam siły na te całe święta i życzenia wszystkim w koło wszystkiego dobrego, gdy skręca mnie od środka. Nienawidzę tego śmiechu i uśmiechu przez łzy, gdy moja dusza chce sie zabić, a ciało tkwi w towarzystwie. 

Być może u Was jest lepiej, więc pożyczę Wam zdrowych iw Wesołych Świąt, ale proszę nie życzcie mi "Wesołych", bo wiem, że takie nie będą w środku. 

Żałuję, że byliśmy i będziemy tylko swoim wyobrażeniem o sobie, całkowicie oderwanym od rzeczywistości i reszty świata, który w końcu ściągnie Nas na ziemię. 

czwartek, 3 grudnia 2020

Jest fajnie

 Dzisiaj sobie odpuściłam i chyba mi nawet z tym ok, a przynajmniej dzisiaj jest ok. Zjadłam dziś jakieś 2 tys. kalorii jak wynika z moich bardziej przybliżonych wyliczeń. Właściwie to były nawet złe kalorię, no ale chociaż mi nie smakowały to nie wrócę po więcej. Chwilowo zakosztowałam szczęścia, nie chciałabym go z tym utożsamiać, ale miło było zrobić trochę miejsca w swojej głowie, bo już się tam dusiłam. Jutro znowu wezmę się za siebie, ale przynajmniej dziś odżyłam, a jutro zajmę się czymś innym, mam trochę rzeczy do zrobienia. Dzisiaj sprzątałam, jutro też będę, bo mamy imieniny. Właściwie to dzisiaj jest tak okej, e nawet nie przypominam siebie z poprzednich dni. Nabrałam trochę wiatru w swoje żagle. To dzisiaj tak na szybko, więc już będę kończyć. Dostałam też już prezent na mikołaja od chłopaka - air podsy pro, więc teraz zapewne się z nimi nie będę rozstawać, a bardzo mi się przydadzą, bo częśto korzystam ze słuchawek, już widzę tą wygodę przy ćwiczeniach i śpiewaniu 😂

Trzymajcie się dobrze kochane ;* 

0

Witajcie,  Trochę mnie tu nie było. Chciałabym napisać, że tyle się u mnie zmieniło, ale jak się nad tym zastanowię to właściwie wszystko je...