sobota, 31 października 2020

Wino i whisky

 Bilanse:

Piątek

tosy 456kcal

okoń z ziemniakami i kiszoną kapustą 330kca

2 x wino carlo rossi lampka 263 kcal 

razem 1273 kcal (słabo, źle )

Sobota:

tosty 456 kcal 

kromka chleba domowego ( z płatków owsianych) 73kcal + pasta jajeczna z makrelą 150kcal (?)

2 x drink z whisky i colą 

2 x lampka wina czerwonego 

Czuję się mniej winna gdy pije i jem mniej, niż gdy nie pije i jem więcej. Chciałam zrobi jeszcze jeden kanapkę, ale zasady to zasady i nie było przeproś, teraz jestem głodna, jest mi niedobrze, kręci się w głowie, ale się nie poddam. 

Napisałabym dzisiaj więcej, gdyby nie to, że jestem zmęczona i po alkoholu, napiszę jutro, bo trochę czuję. 

W tej chwili jednak jest mi zimno i ledwo widzę na oczy. 

Dobranoc ;* 


czwartek, 29 października 2020

Wspomnienia, biadolenia, alkohole

Pisze post w przerwie między rozmowami. Chciałam dodać bilans i nie zostawiać dnia bez postu. 

Bilans: 

tosty z keczupem 456kcal

grzaniec (nie wiem ile jeszcze) 


Ten alkohol to też kalorię, więc powiedzmy, że odżywiam się w normie. W głowie kręci się bardziej, ale lubię to. O problemie nie ma mowy. Będę musiała uważać, bo zaczynam czuć zapachy intensywnie. 

Czy dziś będę śnić i jedzeniu? Bo tak czuje. 

Rozmawiam na facetimie, wiecie z kim. To miłe, może za bardzo. Wczułam się, może za bardzo. Boje się, bardzo. Wiem, że teraz igram sobie z ogniem. Czemu taka jestem? Kurwaaaa - i jakbym to słyszała z ust Lipci, gdy coś idzie niby nie tak, a jednak tak jak chcemy. Nie myśl o tym, zapomnij o nich, pozwoliłam sobie na chwile na wspomnienia. Ajć, boli. Zapomnij. 

Będzie dobrze, to nie problem, to chwilowe moje fanaberie, wszystko jest okej. 

Trzymajcie się ;* 

(możliwe, że już było)
💗

środa, 28 października 2020

Umysł w ogniu

Ostatnio czuję się tak pesymistycznie. Na tą chwilę na szczęście lepiej. 

Bilanse: 

Wtorek: 

tosty z keczupem 456kcal 

Środa:

tosty z keczupem 456kcal 

skyr truskawkowy Pilos 83kcal 

2 kieliszki nalewki (po bieganiu)

razem: 539kcal+  

- 255 kcal bieganie 

Jestem w sumie zadowolona z bilansów. Dzisiaj jeszcze to bieganie. Zastanawiałam się czy przy tej pogodzie to dobry pomysł by iść biegać po 20 (wcześniej miałam zajęcia). Tyle było we mnie emocji, takiego smutku, przykrości, że musiałam to zrobić dla siebie. To zadziwiające jak coś takiego może wpłynąć na Nas. Nie zrobiłam tego nawet dla diety, ale dla siebie. 

Zapomniałam jak to jest być sama ze sobą. Ostatnio co wieczór potrzebowałam towarzystwa, a nie chce być męcząca. Muszę sobie przypomnieć jak to jest. Potrafię sobie radzić sama. Może w środku będę umierać, bo to wszystko zawsze zabiera cząstkę mnie i mam wrażenie, że z każdym razem jak tu wchodzę, to wychodzę bardziej obojętna. Mimo to mogę w międzyczasie, a nawet muszę sobie jakoś radzić, bo sama siebie nie poznaje. 

Martwi mnie też jedna rzecz. Jak ktoś mi odpowiada w taki sposób, że odnoszę wrażenie, że mogę się zbliżyć bardziej i nawiązać głębszą relację, to dla mnie to znaczy naprawdę dużo. No tylko, że ludzie tak nie myślą raczej. Ja podchodzę bardzo emocjonalnie, mam wrażenie że inni jednak bardziej zachowują chłodną głowę. No i niby się już zbliżyłam dość bardzo, ale teraz mam ochotę się wycofać, bo się boję. Tak po ludzku. Kiedy widzę, że daje od siebie więcej to zaczynam wątpić, a nie można nikogo zmuszać ani zmieniać, więc łatwiej jest się odsunąć. Może to moje urojenia, więc nic pochopnie nie robię, na razie się przyglądam, analizuję. Pół znajomości to nie dla mnie, jeśli gdzieś się zaangażuję, to nie mogę naglę angażować się mniej, bo komuś się chce albo się nie chce. Staram się być wyrozumiała, no ale siebie też tak nie zmienię bardzo, bo nie byłabym sobą. Z każdym razem ja bardziej się przyzwyczajam, a ktoś zmienia nieco swoje podejście i jakby zależy mniej, niż na początku, wiem że to charakterystyczne dla większości ludzi. Ja to wyczuwam jako niebezpieczeństwo. Nie wiem, popatrzę, najwyżej odsunę się powoli na bardzo koleżeńską stopę jak wcześniej. Jeszcze nie jest tak późno jak może być. 

Zmęczona jestem, dieta daje się we znaki, ale przynajmniej -4kg prawie i widzę zmiany. Czasami nawet lubię się przyjrzeć swojemu ciału. Zdarza się, że lubię samą siebie. No a tak to zmęczona jestem, lekkie zawroty głowy też już są, więc wspomagam się minerałami na ile to tam pomoże. 

Muszę od jutra przyłożyć się do tworzenia pozorów, bo moja mama dzisiaj pytała czy ja sobie nic do jedzenia nie robiłam, także chyba zaczęła coś zauważać, będę brudzić naczynia. 

Czytam co napisałam i już nawet dobrze nie widzę. Cieszy mnie to, wiecie czemu. 

Czasem mam na coś ochotę, coś mi zapachnie, częściej brzydzę się jedzeniem. Jakby było brudne, ałć. Brzydko to napisałam i bardzo płytko. 

W końcu oddycham. Inaczej niż wolny człowiek, ale czuję się czysta w środku. 


Dodaje jeszcze dla porównania bieganie z sierpnia (któryś raz z kolei) i z dziś. 

Nie wiem na ile to do powtórzenia, ale fajnie wiedzieć, że mogę. Nie zatrzymywałam siebie ani czasu. 

Dałam z siebie więcej, a to 1 raz. 

Ta prędkość max. tylko chyba jakaś wymyślona 
Trzymajcie się ;* 
💗

poniedziałek, 26 października 2020

Swój wróg

 Wpadacie czasem w swoje pułapki? Bo ja mam wrażenie, że robię to cały czas. 

Wydaje mi się, że coś się układa, wszystko jest tak jak chciałam, szkoda tylko,że to wszystko zostało stworzone przeze mnie. Także ile w tym prawdy? Chyba niewiele. 

Nie mam siły na emocje. Szczególnie na te nieprawdzie, chociaż na te prawdziwe też jej nie mam. 

Czy ja ja już zawsze będę taką osobą? Czy zawsze będę płakać nocą do piosenek typu "Do kołyski"? Ile czasu jest w stanie pożyć taki człowiek, nie staczając się na dno? Co jeśli mam to zaprogramowane? Może moje życie to tylko chwile i to co najlepsze już za mną, bo tka czuję. Co gdybym teraz zniknęła? Co pomyślałabym osoba, która rozmawiała ze mną ostania, co osoba, która widziała mnie ostatnia, a co osoba, która ostatnia widziałam mnie w złym stanie? Chyba teraz jestem tu by przytulać kota. Kiedy moje życie sie tak zmieniło i czemu ci ludzie je tak zmienili? Czemu muszę lecieć takie piosenki? Dlaczego w moim życiu nie wschodzi już słońce? Gdzie moje szczęście? 

Znowu polegałam na ludziach, znowu czuje się zawiedziona, ale nie z ich winy. Z mojej. Widzę to inaczej, rozumiem inaczej i niestety czuję inaczej niż normalny człowiek. Nie jest mi dane żyć w długim happy endzie. 

Chyba wszystko co dobre to to, co sobie wmówiłam. 

Potrzebuje resetu, potrzebuje wsiąść choćby na rower i znowu spojrzeć na to co mnie zachwyca, pobyć ze sobą, przestać liczyć tak bardzo na ludzi. Korzystać z własnego życia. 

Kiedy lubiłam swoje życie? Kiedy było łatwo? Z moim charakterem to niełatwo by było lekko. 

Bilanse: 

Piątek

jogurt nat. skyr, kawa z mlekiem 116kcal

zupa kapuściana 180kcal

razem: 296kcal 

Sobota

tosty z keczupem 456kcal 

trochę sałatki ze szpinakiem( szpinak, feta, pomidory suszone, musztarda, miód, slonecznik) 

1 drink z whisky i cola

Niedziela

skyr z jagodami 123kcal 

łosoś na parze, ziemniaki, kiszona kapusta 532kcal (dużo, ale po poszłam od razu na spacer, bo nawet było mi niedobrze po tym obiedzie, ale nie chce by ktoś coś zauważył) 

Poniedziałek:

tosty z keczupem 456kcal

grzaniec galicyjski 0,5l 525kcal

Mimo tych kalorii z alkoholu i tak czuję się zmęczona bardzo. Mój stan psychiczny jak widać się pogarsza, to ta jesień. Wytrzymam, ale jest mi ciężko trochę. Chciałam mieć przyjaciół, ech. Jestem sama, mam tylko to miejsce, oby to było pewne. 

Nie mam siły udawać czy to przy stole przy obiedzie, mówię co myślę, choćby to było straszne, czy udawać pośród innych ludzi. 

Dzisiaj kolos z farmy na 5, jestem bardzo zadowolona. Fajnie 

Trzymajcie się 


💗

piątek, 23 października 2020

Rozmowy nocą

Wczoraj nie pisałam, bo umówiłam się z kolegą z grupy na naukę z farmy. Siedzieliśmy do po 5 rano, jak można się domyślić, nie uczyliśmy się tyle. Naukę skończyliśmy przed 24. Później rozmawialiśmy, początkowo trochę musiałam się ograniczać co do tematów, bo moja mama się kręciła po kuchni, a ona to mogłaby i podsłuchiwać jak ją znam. Pózniej zrobiło się poważnie. To taki fajny kontakt, tak jak już Wam wspominałam. On sporo się otworzył i powiedział też rzeczy o których nie wie nikt oprócz mnie, co w sumie mi imponuje w jakiś sposób. Też chciałam się otworzyć, ale potrzebowałam takiego potwierdzenia, że to nie jest coś nieważnego, zwykłego, że nie tylko dla mnie to coś znaczy. Bo ja naprawdę nienawidzę pół-relacji, szczególnie jeśli z kimś mogłabym tworzyć taką relację przyjacielską. Wczoraj w dzień zastanawiałam się jak to jest z tą relacją. Zadawałam sobie pytania, czy mogę do niego pisać od tak, czy to będzie głupio, jak narzucanie? - nie rozumiem dlaczego w przypadku rozmów z dziewczynami nie mam takich wątpliwości; no i czy to zaraz nie upadnie, czy nie zostanę sama, taka opuszczona i znowu będę musiała się z tego pozbierać, ostatnio jak się zbierałam to znowu wylądowałam tu, co dla mnie znaczy, że to nie było łatwe. Także potrzebowałam upewnienia. Ciężko mi też było powiedzieć o co mi chodzi. Żeby powiedzieć, że jestem "wrażliwa" kombinowałam z godzinę chyba, bo nie wiedziałam jak to ująć, a to słowo nie chciało mi przejść, chociaż w końcu musiałam go użyć, no ale dobrze, że to zrobiłam. Na codzień raczej mogę wydawać się inna, często też słyszałam takie różne rzeczy, że ja to jestem taka silna psychicznie i ktoś by chciał taki być. Także gdzieś mi to zostało i trochę taką rolę na codzień pełnie, a jeśli mam z kimś rozmawiać naprawdę, to muszę być prawdziwą sobą. Nie tą twardą, którą może po części jestem, ale tą która pokazuje się rzadziej, ale była ze mną od zawsze. Jeśli się przed kimś otworzę to też jest mi łatwiej z kimś rozmawiać tak po prostu i nie zadawać sobie różnych pytań. Upewnił mnie w tym, jest ot już jakiś taki rodzaj więzi, którą nie można od tak zerwać, bo zabrała by cząstkę siebie samego. No i po takiej rozmowie czułam, że muszę powiedzieć coś o sobie, coś ważnego. Pokazałam mu jedną notkę ze starego bloga z 2015 rok. Było tam o wyrzuceniu jedzenia, był bilans, był jakiś opis emocji. Widziałam, że czytał to tak dokładnie, bez pośpiechu. Nie spodziewał się, nie przypuszczał. Później jeszcze chwile rozmawialiśmy, już nawet nie pamiętam dokładnie co było mówione, bo byłam taka głodna i zmęczona, że ciężko było mi się skupić. Zastanawiam się tylko czy pomyślał, że to przeszłość czy nie. Dwa dni temu wspominałam, że piszę bloga, taki pamiętnik, ale nic więcej nie mówiłam. Mówił to tak jakby bardziej o przeszłości, że ma nadzieję, że teraz jest dobrze itd. No a jak jest? Nie wiem, nie będę się z tym wychylać na pewno, bo takie rzeczy ciężko się znosi, no i podchodzi się teraz już w tym wieku do tego poważnie, poza tym u mnie to jest takie falowe jak dobrze widzimy tu, że nic mi się nie dzieję, to tylko takie okresy, gdzie gorzej się czuję i wtedy dobrze mi tak jedząc mniej, taki mój sposób. 

Powiedział, że jestem autentyczna i jestem osobą, przy której czuję, że może powiedzieć więcej, nie ma takiej bariery i uważa mnie za szczerą i cieszy się, że w końcu spotkał kogoś takiego tu na tych studiach właśnie, dzięki czemu jakby ma jakiś sens w tym, że tu jest. Także bardzo miłe słowa. Słyszałam w sumie nie raz, że łatwo się przy mnie otworzyć, zaufać i też widzę, że faktycznie ludzie często się przy mnie otwierają, ale i tak każde takie wyznanie bardzo chwyta mnie za serce i ma wielkie znaczenie, jakby słyszałam to pierwszy raz.

Bilans wczoraj (czwartek)

tosty z keczupem 456kcal

2 jajka smażone bez tłuszczu + papryka 70g +20g chleba żytniego 235kcal

wino 750ml 525kcal

razrm: 1216kcal

Sporo kalorii, ale i tak czułam się źle, dlatego, że większość była pusta z alkoholu. No ale wczoraj specjalnie chciałam się napić. Byłam też na spacerze z psem i kotem. Pies latał luzem, a kot na smyczy, lekko śmieszny widok, ale nie puściłabym go bo mógł gdzieś polecieć. O dziwo ładnie chodził. Chwile nawet biegliśmy. Chociaż szybko się męczył.  Ogólnie to powiem Wam, że jak chwile biegłam to nadal dobrze mi się biegło, aż poszłabym znowu, może powinnam spróbować. 

Bilans dzisiaj:

skyr naturalny 99kcal

kawa z mlekiem (mama mi tak zrobiła...)  17kcal

360g zupy kapuścianej bez mięsa, gotowanej na mięsie 180kcal

razem: 296kcal

To zapewne nie będzie dzisiaj ostateczny bilans, może zjem jeszcze zupy bo dobrze wychodzi kalorycznie. Może w ogóle się przerzucę na zupy, powiem mamie by gotowała nam teraz zupki. Będziemy miały mniej roboty, obiad będzie. 

Nie mam ochoty jeść, cieszę się z tego, tak bardzo głęboko, bo normalnie w ogóle nie jest mi doś miechu, jakiś taki nastrój ponury. Waga wczoraj 89,9kg, dzisiaj 89,3kg pewnie odwodnienie po alkoholu, chociaż nie wymiotowałam ani nic. Dzisiaj mam w ogóle biegunkę cały dzień, więc może i jutro spaść, no ale to nic po takiej wadzę chwilowej, więc spokojnie czekam. 

Dzisiaj rano obudziłam się w takim stresie. Śniło mi się, chociaż to juz nie był taki sen tylko ja byłam w miarę świadoma, że ten kolega wysłał mi opis receptorów muskarynowych tam od M1 do M5 i przy tym M2 było napisane coś co mnie dotyczyło i tak nie mogłam tego rozgryźć, sama nie wiem co to było, ale tak strasznie mnie to zestresowało, że bardzo się kręciłam, zrobiło mi się tak smutno, źle, czułam taki ucisk w klatce, niepokój, jak napad lękowy, do tego byłam już okropnie głodna, więc było mi niedobrze, no i ogólnie mówiąc źle. Dziwne 

Możliwe, że jeszcze dzisiaj dodam post lub dopisze coś do tego. Teraz czuję się w miarę, tak,że mogłabym pójść biegać, ale też tak, że wiem, że jestem głodna i mam taki ucisk na żołądku, ból w klatce, brzuchu, taki pusty, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch. Teraz ogólnie już tak nie potrafię jeść po 100 kalorii czy 300, nawet 500 trudno, nie mówiąc o zero, bo szybko słabo się czuję, bardzo odczuwam ten głód, a kiedyś tak nie miałam.

No dobrze nie przedłużając, trzymajcie się ;* 



Ze mną jest wszystko okej, na pewno. 

💗

środa, 21 października 2020

Są jakieś wyrzeczenia

 Wczoraj pojechałam pozabierać kilka rzeczy, a mój chłopak chciał zajechać na maca w drodze powrotnej, bo on cały dzień pracował i nie miał kiedy zjeść. No i nie powiem, pachniało mi bardzo. Jakoś wytrzymałam, mimo myśli typu: "daj sobie spokój, przecież kiedyś nie wytrzymasz i zjesz, to czemu nie teraz?". Kupił mi też moje ulubione kinder country i tego też udało mi się odmówić, także to są oznaki jakiejś mojej woli. 

Dzisiaj czułam się słabo. Mimo, że nie zjadłam mało. Zdecydowałam się zatem na tosty, po których w sumie nadal było mi słabo. Może spaliłam dzisiaj trochę kalorii bo sprzątałam pokój bara i robiłam spore przemeblowanie to trochę bardzo się zmęczyłam. Może dlatego czułam się trochę słaba. 

Dokończyłam notatki z farmy i teraz muszę je trochę poczytać bo na jutro umówiłam się z kolegą z grupy na wspólną naukę. Bardzo brakuje mi teraz towarzystwa i czuję się jakaś taka samotna. Doskwiera mi to szczególnie pod wieczór. Dzisiaj nie dość, że było mi słabo, to jeszcze tak smutno. Nie wiedziałam w sumie do kogo napisać. Odkąd moja koleżanka ze studiów jest w ciąży i mieszka z chłopakiem to już nie to samo. Do tego kolegi głupio mi tak pisać, czuję się trochę jakbym się narzucała, chociaż pewnie powiedział by, że nie. Zawsze na początku znajomości jest fajnie,później bardzo drastycznie się to zmienia, mam złe doświadczenia. Życie pokazało mi, że ludzie szybko nudzą się drugim człowiekiem i odstawiają ich na bok. Nie każdy jest taki sam wiadomo. Mam taką obawę, że za bardzo się zaangażuję w znajomość i później znowu będę musiała godzić się z tym, że dla kogoś jestem już przeszłością. No i jeszcze druga rzecz. Jeśli dam się poznać taką jaka jestem to już nie będę się wydawała taka nie wiem, dojrzała, mądra, silna psychicznie, rozważna - takie zazwyczaj rzeczy o sobie słyszałam i wiem, że prawda o mnie może zmienić pogląd na mnie. Wracając do tego kolegi to dzisiaj jednak bardzo poprawił mi nastrój. Napisałam do niego pod koniec wykładu online o tak o by o czymś tam pogadać, trochę wspomniałam o tym, że jest o tak o, bez wdawania się w żadne szczegóły. Oczywiście chodziło o to, że brakowało mi kontaktu z człowiekiem, no i kiedy już myślałam, że nasza rozmowa się zakończyła, tak to wyglądało i tak średnio mi z tym było, bo nadal czułam się źle, jakbym nie mogła na nikogo liczyć. Po czym po chwili napisał co tam u mnie ciekawego. To było miłe, później jeszcze chwile gadaliśmy i poprawił mi się nastrój. Próbowałam go namówić na wspólną naukę, bo ja bardzo lubię taką formę + brakuje mi tego by z kimś pogadać. Na początku odmówił, bo powiedział, że u niego się to nie sprawdza. Miałam już nic nie mówić, bo głupio mi było tak proponować na siłe, no ale nie byłabym sobą gdybym tego nie kontynuowała. Przypuszczam, że w końcu za jakimś 3 razem zgodził się bo głupio mu było mi odmawiać. Także doceniam to, ale uważam też, że damy radę się pouczyć. 

Dość użalania już. 

Bilans: 

kromka chleba żytniego z humusem + papryka 206kcal

tosty z keczupem 456kcal

skyr jagodowy 129kcal

jabłko 90kcal

kilka pomidorków koktajlowych 40kcal (na oko)

(niestety) trochę kremu nutlover 170kcal 

razem: 1001kcal

Nie podoba mi się to, że przekroczyłam tysiąc. Już 700 to było dużo, mimo że się słabo czułam. Teraz jestem trochę głodna i zmęczona, ale to nie to jeszcze. Dobrze, że jutro będę miała zajęcie wieczorem bo dzisiaj jedzenie chodziło mi po głowie. Odmówiłam sobie kolejnych tostów, a było już blisko.

Próbowałam dzisiaj wieczorem ćwiczyć, ale nie bardzo. Ten pokój taki mały, dawno też nie ćwiczyłam. Jutro może pójdę na spacer. 

Może dzisiaj uda mi się zasnąć, bo wczoraj było ciężko. 

Kończę na dziś i może jeszcze spojrzę na farmę. Dobranoc ;* 



Chcę już dobrze wyglądać. 
Przynajmniej tak jak ostatnio.
Jutro się w końcu zważę 
💗

wtorek, 20 października 2020

Kotek się znalazł!

 Słuchajcie, siedzę wczoraj rano i maluje się, z przekonaniem, że jadę do mieszkania, bo kotka nie ma, mama mnie wkurza. Nagle słyszę jak idzie mój wujek od bramy i coś tam gada, jakby do jakiegoś zwierzęcia, ale myśle pies w domu, kot? No ale czy mogłoby by ć tak pięknie? Siedzę nasłuchuje, nagle słyszę miał miał, jeju co to była za radosna chwila. Moje serce było tak szczęśliwe, prawie się popłakałam. Leoś wrócił do domu. To znaczy nie sam, bo mój wujek go przyniósł. Powędrował gdzieś jeszcze za miasto, za rynek, niby nie bardzo daleko, no ale kawałek, sam by raczej nie wrócił już. Biedne, głodne dziecko się znalazło. Kamień z serca. Później jeszcze dowiedziałam się, że w sobotę był w jednym sklepie, ciekawe czy biedaczek chciał kupić coś do jedzenia. Dobrze, że już jest w domku, najedzony, odpchlony i odrobaczony. Dzisiaj pospał ze mną do 16 prawie. 

Wczoraj, a właściwie dzisiaj poszłam spać po 5. Rozmawiałam z tym kolegą z grupy, o którym Wam pisałam. Bardzo fajna rozmowa, brakowało mi takich. Na 7.30 musiałam wstać na zajęcia, więc to była drzemka. W trakcie zajęć też odpuściłam i poszłam spać, ta kobieta ma zbyt irytujący głos, by słuchać jej wykładu przed 8. Leon przebudził się, poszedł trochę podokuczać mamie, a później wrócił do mnie i smacznie spaliśmy do po 15. 

Nic konkretnego dzisiaj nie robiłam jeszcze, muszę pojechać do mieszkania po kilka rzeczy, może skończę notatki, które wczoraj dość długo pisałam. Na razie wszystko zdalnie. Wczoraj farma online, spoko sprawa, wszystko sobie zapisałam, było o lekach na MIGRENĘ, to jak to zbiorę to Wam tu napiszę trochę, chociaż macie to wszystko w ulotkach, ale może kogoś będzie interesowało jakieś porównanie, jeśli tak owe uda mi się zrobić. 

Wczoraj już nie dodałam postu, ze względu na to jak długo pisałam na messie. 

Powoli coś tam dietuje, ale to jeszcze nie jest to. Trochę to takie na pół gwizdka, bez wyrzeczeń. W ogóle przeglądałam bloga od kwarantanny trochę i zauważyłam, że wcześniej też nie miałam wielu wyrzeczeń, ale mimo to chudłam. Nie raz pojawiała się jakaś pizza czy fit ciasto. Jak na to spojrzałam to nadal nie byłam z siebie zadowolona, jakbym nie była na diecie. (Ale ja pieprze farmazony) 

Bilans Poniedziałek 

dwa tosty z serem topionym + keczup 470kcal

dwa tosty z serem topionym + keczup 470kcal

skyr jagodowy 129kcal

razem: 1069 kcal

Uuu dużo, jak normalny człowiek. Znowu nie chcę być normalna. To już jakieś zaburzenie. Raz chce się cieszyć życiem, raz chce się umartwiać. 

Bilans Wtorek: 

dwa tosty z serem topionym, szynką + keczup 480 kcal

cukierek nimm2 22kcal

2 łyżeczki kremu orzechowego allnutrition nutlove 260 kcal ?

razem: 762 kcal

Zdecydowanie ten krem i tosty to są rzeczy do wyrzucenia. Bardzo podnoszą mi bilans mimo, że nie jem dużo. No i musze wrócić do dokładnego ważenia. 

Zrobię też może sernik na zimno z malinami, który kiedyś robiłam. To było dobre śniadanie, wysokobiałkowe i nie takie kaloryczne. Potrzebuję tylko jakiegoś ksylitolu. 

Na dzisiaj to by było już tyle, jeśli coś mnie natchnie to napiszę. 

Trzymajcie się i mam nadzieję, że znowu będzie Nas tyle co wcześniej, chociaż może lepiej by było dla Nas jakby Nas tu nie było. ;* 



Dzisiaj sobie tak uroczo spał.
No i dziękuję bardzo za Wasze wsparcie pod ostatnim postem. <3

💗 

niedziela, 18 października 2020

Dieta to tlen

 Codziennie odkładam napisanie postu. W piątek zjadłam jeszcze 600kcal i uczyłam się do późna/robiłam notatki. W sobotę zjadłam pizze i uczyłam się w nocy. Dzisiaj 1593kcal + lampka wina i mały cydr. Coraz gorzej to mówię dodam post by się opamiętać. 

Kroki:

Piątek 9953 7,47km 

Sobota 11 119 8,35km 

Niedziela 3879 2,91km

W piątek przed moim przyjazdem do domu zaginął mi kot. Nie wiem jak się z tym czuję. Raz nie chce o tym myśleć i raczej tracę nadzieję, chce to wszystko od siebie odsunąć, zerwać więź, innym razem przeglądam jego zdjęcia, płacze i zastanawiam się gdzie teraz jest, czy nie jest mu zimno, czy nie jest głodny, czy ktoś go nie przetrzymuje, czy żyje. Ciężko mi z tymi myślami, ale kiedy ktoś mnie o niego pyta to oddalam te emocje od siebie, w obawie, że zapytają jak się z tym czuję. 
Chcę by wrócił. To mały kotek, zaledwie 5 miesięcy. Ostatnio zaczął się wypuszczać z kotami. 
W piątek narobił mojemu tacie do ciapa, co jest dziwne bo wcześniej załatwiał się w kuwetce, odkąd jest z moją mamą to 3 razy zdarzyła się sytuacja, że zrobił gdzieś indziej. Mój tata wytarł mu w to nos i wyrzucił na dwór wieczorem. Jestem na niego wściekła, jeśli ten kot sie nie znajdzie to nigdy mu tego nie zapomnę. Nie wiem jak można być takim prostakiem, ewidentnie nie wie nic o wychowaniu, w końcu mnie i brata nie wychowywał. Nie mogę na niego patrzeć, niech już jedzie do tej Warszawy do pracy, żebym go nie widziała. 
Martwię się, Leoś wracaj. :( 

Nie wiem w ogóle co robić, gdzie siedzieć. Dzisiaj (w niedzielę) rektor wydał komunikat, że wszystkie zajęcia mamy zdalnie, poszły komunikaty oficjalne strony na fb i instagramie, nagrał też film na yt z tym oświadczeniem, link do niego był też na stronie uniwersytetu, po czym jakaś doktor od mikrobiologii pisze pod tymi postami, że to fałszywa informacja i by czekać na oficjalne wiadomości XD to ja się pytam co jest bardziej oficjalne niż to? Nie wiem co ta kobieta. Na katedrze, gdzie we wtorek mieliśmy pisać kolosa też nic nie wiedzą, mieli dać znać i cisza. Jutro mam ćwiczenia na 16 i nie wiem jak będą się odbywać, dobrze że na uczlenie mam z domu ok. godzinę, gorzej jak ludzie mają dalej. Straszny burdel tam mają. Pewnie więcej okaże się jutro. 
Jakby było zdalnie na razie to i tak nie wiem co robić, nie wiem czy chce siedzieć w domu. 
Nie mam nawet dostępu do swojego pokoju, bo mój dom podzielony jest na 2 części i w jednej są rodzice i brat, a w drugiej z oddzielnym wejście mój wujek, który teraz chla i mój pokój. No i tam jest zimno i brudno w chuj, a co jak co, ale łazienka mi potrzebna, reszty mogłabym unikać. Jego też nie znoszę, zatruwa moje życie, menda. No i pomieszkuję w pokoju brata, ale to nie to samo, mimo że przyniosłam tu kilka swoich rzeczy i posprzątałam. Ten pokój jest w ogóle mniejszy, nie czuję się tu jak u siebie, nie czuję klimatu. Chciałabym sie zamknąć u siebie i skupić na diecie, wtedy mogłabym się odciąć od emocji, nie myśleć co mnie boli i dlaczego. Tak jest obok ludzi, którzy ciągle gadają, coś chcą, patrzą co robię, mogą patrzeć co jem. Mogłabym wrócić do mieszkania, gdzie studiuje, tam mam swój spoko pokój, przyzwyczaiłam się, ale chce jeszcze zaczekać na Leona, nadal liczę, że wróci. Codziennie wychodzę go szukać. 
Chciałabym z kimś pogadać, ale tak by nie musieć mówić, tylko bardziej by odpowiadać na pytania, w formie takiego zainteresowania mną. Ech... 
Mój chłopak też mnie irytuje. Nie mam ochoty się z nim widzieć w sumie. 
Potrzebuję teraz tej "mojej" diety jak tlenu, bo zaczynam się dusić własnymi emocjami. Wypuszczam je tu, ale na codzień potrzebuje się na czymś skupić, coś opanować, wiecie jak jest. 

Trzymajcie się 



Znalazłam takie ładne zdjęcie z końca lipca 

💗

piątek, 16 października 2020

Studia są tak...

 Wkurwiające. 

Nie rozstaliśmy się jednak z alkoholem, nie wiem. Chociaż nie piłam za dużo. Wczoraj spotkałam się z grupą u mnie w mieszkaniu i wypiłam wino, ale tak poza tym to zjadłam tylko 2 kawałki pizzy tego dnia, więc przynajmniej tyle. Chciałam zrobi 2 dniową głodówkę, no ale nie wyszło, bo to spotkanie się nasunęło. Nie żałuje w sumie, bo było miło, najdłużej został kolega z grupy, z którym wydaje mi się, że nadajemy na podobnych falach, w sensie, że preferujemy tą samą jakość rozmowy, o rzeczach ważnych, a nie tylko o pierdołach i ucinanie tematu zaraz. No i siedział do 1 prawie, opowiadał, bardzo fajnie się gadało, dobrze by było utrzymać taką relację, no i oczywiście by to się nie rozwinęło w niewiadomo co, jak to bywa czasem. 

Jestem dzisiaj jakaś taka zmęczona i rozkojarzona, nawet jak pisze to tak nieskładnie. Nie zjadłam mało (jak na tą godzinę, nie cały dzień). Na śniadanie skyr owoce leśne, w trakcie zajęć gotowa kanapka z żabki cezar, chciałabym na tym dzisiaj pozostać. 

Ten tydzień mało sie ruszałam, bo do wczoraj siedziałam jeszcze w domu i dopiero wieczorem przyjechałam do mieszkania, do miast, gdzie studiuje, no i tu mam więcej ruchu dopiero, ale przez tą pogodę też nie jakoś bardzo dużo. Napiszę jak to wyglądało. 

Czwartek 8.10 6676 kroków 5,02km

Piątek 9.10 19 237 kroków 14,44km

Sobota 10.10 7614 kr 5,71km

Niedziela 11.10 2871

Ponidziałek 5200

Wtorek 3025

Środa 3693

Czwartek 6598

Piątek/dzisiaj 8062 kroki 6,06km ale jeszcze pewnie coś zrobie 

Suma z poprzedniego tygodnia to :77 65k roki :O

Z tego tygodnia (na razie)26 578 kroków :/ 

Jak jestem na mieszkaniu to jednak robie więcej, ale to też od pogody zależy. Jak byłam w domu to trochę sprzątałam by mieć jakiś ruch. 

Studia są wkurwiające. Mają na nas wyjebane, chodzimy na zajęcia,gdzie siedzimy 3h i ogląday wykłady, po co? nie wiem. Mówią, że będą wysyłać całe prezentacje, a wysyłają jakieś gówno na zaledwie kilka stron, gdzie jeszcze piszą, że mamy cos doczytać, a wcześniej pisali, że prezentacje z wykładów będą takie, że nic nie bd musieli dokładać. W dodatku to nawet nie jest w formie prezentacji. Mówią, że jak ktoś będzie na kwarantannie lub coś nam zmienią to wtedy mamy odrabiać to wrzesień/październik, chore. Dzisiaj zajęcia miałam  profesor, która wczoraj prowadziła zajęcia w grupie, gdzie 10 osób od dziś ma kwarantannę. To co się dzieje nawet nie jest śmieszne. Nie mam siły teraz pisać tyle, bo serio byłybyście w szoku. Jutro może napisze więcej, jak będę się czuła lepiej. Trzymajcie się ;* 

💗

czwartek, 8 października 2020

Koniec z alkoholem

Ostatnio ewidentnie przesadzam z alkoholem. Najpierw umierałam w nocy z piątku na sobotę po whisky w domu, później w poniedziałek wypiłam trochę, choć niedużo i czułam się dobrze, no ale piłam, no i w środę najpierw z koleżanką, później jeszcze ze współlokatorkami, prosecco i wino białe. Dzisiaj miałam zajęcia online na 8 (gdzie musieliśmy włączyć kamerki, na szczęście na chwile), no i stacjonarne na 10, które trwały 6 godzin :). No i najgorsze, zajęcia na 10, a ja 9.30 się zastanawiam czy nie będę rzygać :) no tragedia,tak źle się czułam, dobrze że miałam miętę i nauczyłam jej się pić jak mi coś nie tak na żołądku, bo nigdy wcześniej nie lubiłam jej smaku. Dzisiaj okazała się zbawieniem. No po prostu straszne to było, miałam ochotę symulować koronawirusa by nie iść na zajęcia. Na szczęście jakoś poszło i było wszystko okej, a zajęcia skończyły się w ogóle jakieś 40min wcześniej. 

Dzisiaj wypiłam jedno piwko 3% i tak sobie myślę, że to już straszne, dlaczego muszę ciągle pić? Chyba w mojej głowie gdzieś tam pojawiło się, że tyle nie wychodziłam itd. to teraz jak wróciłam na studia to muszę nadrobić wszystko co się da i wypić litry alkoholu. Patrze na moją cerę i jest w bardzo złym stanie. Przesuszona, wyskakują mi syfki, no jest źle. Trzeba to zdecydowanie oczyścić. Zawieszam picie alkoholu przynajmniej na tydzień od jutrzejszego dnia, czy by to miało być piwko czy lampka wina, zawieszam i koniec. Mogę żyć bez tego, szczególnie biorąc pod uwagę, że ostatnio ciągle pije. Do tego tak odebrało mi rozum, że wczoraj z koleżanką czipsy (chociaż wczoraj to mało jadłam), dzisiaj ze znajomymi popcorn i kilka ciastek, a przecież moim założeniem było nie jeść takich rzeczy, całkowicie o tym zapomniałam, to już prawdziwy brak kontroli. 

No ale dobrze, teraz czas na jakieś pozytywne rzeczy. 

Kroki

Środa (HIT) 20 714 kroków, 15,54km 

Wybrałam się pieszo do ikei, kupiłam przy okazji buty, takie praktyczne botki, ale dzisiaj trochę mnie obtarły. Wieczorem jeszcze na zakupy do biedronki. 

Czwartek 6 360 kroków 4,78km 

Dzisiaj malutko, bo obtarły mnie te buty, więc więcej chodziłam po domu niż gdzieś dalej, no ale nie jest tragicznie bo przy moim samopoczuciu dzisiaj, to myślałam, że nie będzie 5tys. 

Jutro chcę iść po zajęciach do banku, jeśli zdążę. No i później do galerii odebrać sukienkę. Mogłabym odebrać ją wieczorem z chłopakiem samochodem, ale wolałabym zrobić więcej tych kroków. Mam nadzieję, że nogi mi się podgoją. Używam octeniseptu, dam plastry jutro i zobaczymy co będzie. 

Jeżeli zrobię tą trasę to będzie:

Mieszkanie - uczelnia - mieszkanie 1,3km - bank - mieszkanie +2,8km - galeria - mieszkanie 3,4km 

razem: 7,5km + wiadomo na uczelni, po mieszkaniu, po galerii itp. 

Dobrze by było. 

O diecie na razie nie chce mi się gadać, bo nie mam jakichś chęci w sobie. No ale wiem, że takie moje chodzenie sprawy nie załatwi, no zobaczymy co to będzie. 

Trzymajcie się ! 

💗

wtorek, 6 października 2020

Powrót na studia

 Ostatnie mini wyzwania zaliczone. 

Wczorajszy dzień/ Poniedziałek 

14169 kroków 10,64km (tak naprawdę plus ponad 2000 kroków bo po 24 jeszcze zrobiłam) 

Wybrałam się na spacer do jyska po poduszkę, dość daleko. Poduszka bardzo fajna, ja potrzebuję takiej profilowanej bo inaczej bolą mnie plecy i szyja. Przy okazji zgubiłam kartę płatniczą, nic się nie stało bo szybko ją zastrzegłam, ale muszę wyrobić nową. 

Miałam pierwsze zajęcia stacjonarnie z farmakologii, 3x po 45min siedzenia w maseczkach, tragedia. 

Później byłam ze znajomymi z grupy na mieście, zjeść i wypić. Wracałam pieszo z kolegą z grupy, fajnie było pogadać. 

Dzisiaj/ Wtorek

Mało kroków, bo dzień spędziłam w mieszkaniu. Miałam iść do biedronki, ale zabrałam się za sprzątanie i ogarnęłam łazienki i cały pokój łącznie z półkami w środku. Poukładałam sobie i podzieliłam materiały, wszystko mam teraz na miejscu. 

5111 kroków 3,83km (ale odjęłabym ponad 2000 i dodała do wczorajszego bilans)

Jem raczej normalnie, kiedy jestem głodna, porcję są raczej okej, nie jestem też jak studnia bez dnia, że mogłabym jeść i jeść, ale czuję już kiedy jest mi dość i to przy normalnych porcjach. Patrzę co wybieram, staram się jeść m.in. jajka, by było bardziej sycąco, więcej warzyw do posiłków. 

Jutro znowu mam dzień e-zajęć, więc pewnie pójdę do sklepu po zakupy spożywcze, muszę kupić dwa ksera, to też kawałeczek, może umyje okno jak będę miała czas, mam zamiar wybrać się do ikei jak będzie z kim, w jedną stronę mam 4,5km to byłaby to niezła wyprawa. 

Podobają mi się e-wykłady i e-seminaria. Słucham ich sobie z łóżka, to o wiele więcej spokoju. Więcej też zainteresowania, bo siedząc sztywno na wykładach z samego rana to tylko boli mnie głowa, czuję się taka skrępowana, nie można się ruszyć, nic i tak nie słucham i ogólnie dla mnie to było bez żadnego sensu. Jutro mam dwa e-zajęcia, bo 2 wykłady są odwołane, więc nie musze wstawać z rana. 

Na naszej uczelni rok niżej jest ponoć kilka covidów, ale nie wiem jeszcze nic więcej o tych studentach, czy byli na zajęciach, czy też nie. Jak dla mnie to mogą nas za jakiś czas zamknąć, bo lubię się uczyć z domu. :D Choć na mieszkaniu też mi teraz dobrze. 

Przydałoby się jakieś kolejne mini wyzwanie. Zatem... 

1.Zrobić 35 tys kroków do końca tygodnia (wiem, że to niedużo bo powinno się robić 10tys dziennie, ale chce cel, który mogę osiągnąć, a będę się starała by było więcej)

2.Pić dużo wody, herbat, kupić nowe herbatki 

3.Nie jeść słodyczy przez 3 dni ani słonych przekąsek. 

Trzymajcie się!;* Czytam Was, ale nie komentuje, bo zazwyczaj jestem na telefonie i nie mogę tam publikować komentarzy w ogóle. 

💗

czwartek, 1 października 2020

Kolejny dzień zaliczony

 Kolejny mały sukces, żadnych bułek, majonezu i słodyczy, a tak się składa, że mama dziś kupiła i czekolady i cukierki. 

Zjadłam dziś owsiankę z dodatkami, która się raczej nie przyjęła, bo prawdopodobnie masło orzechowe już było nieświeże. Trochę makaronu z wczoraj. No i na kolację więcej, ale byłam głodna i tak trochę popłynęłam: 4 kanapki, trzy z serem, jedna z jajkiem + pomidor. 

Czuję się jak normalny człowiek, nie za ciężko mi, jest dobrze. Dużo piłam. 

Jutro robię pizze, dzisiaj przygotowałam już ciasto. W sobotę może pojadę na grillo-imprezkę. 

Zbieram się spać, dobranoc ;* 

0

Witajcie,  Trochę mnie tu nie było. Chciałabym napisać, że tyle się u mnie zmieniło, ale jak się nad tym zastanowię to właściwie wszystko je...