wtorek, 30 czerwca 2020

64.

Dzisiejszy dzień był zdecydowanie zielony. Żadnych skrajności. Jestem zadowolona.

Bilans:
Śniadanie: serek ziarnisty, banan, cynamon 291kcal
2 Śniadanie: jajecznica z szynką, pieczywo, pomidor, cebula 374kcal
Obiad: Łosoś pieczony, ziemniaki, surówka z kiszonej kapusty 470kcal
Kolacja: Tosty z pomidorem i bazylią na maśle czosnkowym, brzoskwinia 313kcal
Razem: 1448 kcal

Bilans bardzo udany. Nieco mniejsze porcję niż w przepisach, bo tak się akurat trafiało i pominęłam jabłko, bo zapomniałam o nim. Jeśli ktoś jest ciekawy jak to wyglądało to zapraszam --> dietttdiaryy
Podobało mi się dzisiaj to rozłożenie. Czasami myślałam, że to za dużo i że nie będę głodna przy następnym posiłku, ale doceniłam to wieczorem, kiedy miałam ochotę coś zjeść. Na szczęście kolacja  mnie usatysfakcjonowała. Jedzenia wydaje się ogrom, kalorii niby też nie mało, tak akurat, ale nie czułam się jakaś przejedzona, po prostu odpowiednio najedzona.

Zrobiłam też dzisiaj trening, także już w ogóle jestem zadowolona. Połączyłam sobie joja workout, Mel B pośladki i Miley Cyrus sexy legs work out.

Na końcu już było ciężko. Takie ćwiczenia mi odpowiadają, spisanie ich też pomaga. 

Miałam dzisiaj więcej myśli w głowie do zapisania tu, ale jestem już zmęczona. Po ćwiczeniach posprzątałam łazienkę, zrobiłam w końcu krwawy peeling, henne na brwi, a bardzo nie chciało mi się tego ogarniać, no ale kiedyś trzeba. 

Trzymajcie się i dobranoc ;* 

💗

poniedziałek, 29 czerwca 2020

63.

Źle się czuję pisząc i nie pisząc tu, bo zwyczajnie mi głupio. Nie jestem taka w 100% zmotywowana. Kiedy siedziałam w domu i nie było żadnych alternatyw to wszystko wydawało się łatwiejsze. Kiedy pojawiły się nowe okoliczności to wszystko wróciło do starego trybu. Jednym słowem nadal się niczego nie nauczyłam. Jedynym rozwiązaniem byłoby stworzyć odpowiednie nawyki, znaleźć jakieś rozwiązania. Są ludzie, którzy żyją zdrowo i przyjemnie. Są szczupli, czasami zjedzą pizze, napiją się alkoholu. Myślą racjonalnie i dlatego pewnie trzymają się swojego stylu życia. Ja od zawsze popadam w skrajności. Nie tylko w diecie, ale i w życiu codziennym. Uczę się ponad normę choćby dla przyjemności, mam wszystko poukładane, idealne, po czym za chwilę mm tego przesyt i nic mi się nie chce, mam bałagan. Nie wiem czy istnieje jakaś dziedzina życia, w której mam taki złoty środek, musiałabym się nad tym poważnie zastanowić. Czasami takie cechy mi się przydają, ale jest to krótkotrwałe rozwiązanie. Zazwyczaj nie uczę się systematycznie tylko w wszystko w bardzo krótkim czasie. Tak samo z dietą, jestem na bardzo restrykcyjnej po czym za chwilę jem co mi się podoba. Szybko się nudzę i wygląda na to, że w moim życiu panuje chaos. Jestem osobą, która przynajmniej co dwa miesiące musi zrobić przemeblowanie.
Co do diety to w sumie byłam przez dość długi okres na zdrowej, właściwej diecie, ułożonej przez dietetyka i w końcu też mi się znudziło. Może ja jestem niereformowalna?
Chudnę, tyję, chudnę, tyję... mój organizm nie może czuć się z tym dobrze.

Ostatni tydzień ciężko podsumować, bo nic nie zapisywała. Myślałam, że wszystko zwolni, ale żyłam jeszcze szybciej. Codziennie jakiś wyjazd, większe zakupy, przemeblowanie w pokoju ze sprzątaniem. To dopiero wymagało siły. Wydawało mi się, że jem sporo, ale jak dzisiaj zważyłam chleb i obliczyłam kcal, to okazało się, że taka kanapka miała conajmniej 2-3 razy mniej niż mi się wydawało. Nie było też dietetycznie jakoś na pewno, w weekend zjadłam pizze. Kilka razy byłam na rowerze. Zdarzały mi się trzeźwe przebłyski by to chociaż spalać. Jednak nie codziennie, ciągle pada deszcz albo jest parno.

W sobotę znalazłam jakiś darmowy plan treningowy Agaty Zając i trochę mnie to natchnęło, bo zacząć ten plan od poniedziałku. Zaczęłam, ale średnio przypadł mi do gustu. Dzisiaj były ćwiczenia na pośladki i nogi 53min. Zrobiłam tylko 30 min, bo strasznie mnie nudziły. Pewnie nie są złe i byłyby efekty, ale nie ma opcji bym przekonała się do czegoś co już za pierwszym razem mi się nie podoba. Spróbuję czegoś z innej partii. Poza tym pewnie zostanę "wierna" jodze, Mel B, ew joja workout, no i oczywiście rower.

Zrobiłam dzisiaj plan żywieniowy na trzy dni. Ogólnie to zebrałam sobie prawie wszystkie przepisy od dietetyczki, które mi smakowały w jednym miejscu i zapisałam sobie kiedy co będę jeść. Nie wiem jeszcze czy zostawię takie porcję czy mniejsze. Dzisiejszy bilans byłby ładny, gdyby nie czekolada (na szczęście przed ćwiczeniami), wyszedł taki na 1500kcal, więc może nie powinnam tego opuszczać by nie pojawiały się takie zachcianki. Wstawię Wam plik, który sobie przygotowałam, to nie są wszystkie przepisy, które mi smakowały, ale nie mogę odnaleźć jednego pdf od dieteyczki, jak to znajdę to pewnie uzupełnię.

Bilans:
brzoskwinia, kawa z niewielką ilością mleka 2% 50kcal (mój 1 błąd to beznadziejne śniadanie i długa przerwa do kolejnego posiłku)
chleb z dynią, szynka, pomidor (bez masła, nowy stary pomysł) 170kcal
kanapka jak wyżej
polędwiczka wieprzowa w sosie, ziemniaki, pomidor z jogurtem 352kcal
chleb, masło orzechowe, dżem 287kcal
czekolada milka + brzoskwinia 497+40
razem: 1473 kcal

Nie ważyłam się dzisiaj, ale zrobię to jutro rano. Nic sobie ani Wam nie obiecuję, bo cieżko mi ostatnio to idzie wszystko, ale liczę na to, że jednak jak sięgnę po te przepisy, które kiedyś się sprawdziły to będę wystarczająco najedzona i wrócę na właściwy tor.
Lecę zajrzeć do Was!
Trzymajcie się i dziękuję za wsparcie!



Nie da się wstawić tego pliku do pobrania w poście, więc wstawiam go na dysk, jakby się nie dało pobrać to mi napiszcie.
Plan Diety  <-- klik
💗

wtorek, 23 czerwca 2020

62.

Dzisiaj rano mnie opętało i na śniadanie zjadłam słodycze. Kawałek czekolady ( o dziwo nie cała), kinder bueno, kanapka z nutella, dwie zwykle kanapki, kawałek ciasta. Jakiś słodki napad. Chwilowy brak połączenia z mózgiem. Później już nic. Nie wiem co to za brak samokontroli, ale jutro z pewnością będzie czyściutko. Mam w planach sprzątanie pokoju i rower, chociaż tu szanse niewielkie bo ma cały dzień padać. 
Byłam dzisiaj na zakupach i tak się obkupiłam, że może w końcu będę miała w czym chodzić.  
Na razie to tyle. Muszę zrobić porządki przed egzaminami, aby wejść w jakąś dobrą rutynę. 
Oglądałam dziś taki w sumie typowy film na netflixie „Poczuj rytm”, właściwie jest wiele podobnych, ale ta aktorka jest taka ładna. Przypomniał mi się film „Umrzeć dla tańca”. Przypomniało mi się, że nie mogę być ambitna tylko czasami, bo w ten sposób niczego nie osiągnę. 
Dobranoc 💗

poniedziałek, 22 czerwca 2020

61.

Kolejny post na szybko z telefonu byście nie myślały, że gdzieś znowu przepadłam. Wczoraj miałam długo impreze rodzinną. 

Bilans taki o: 
Kanapka z masłem plastrem sera i pomidorem 
Żurek 300ml 
Kawałek kaczki z kilkoma kopytkami 
Sex on the beach drink 
Kawałek cienki bezy 
3 małe kiełbaski z grilla 

Po przyjeździe z obiadu poszłam jeszcze na rower z chłopakiem bo szykowało się to ciasto. Także minus 400kcal. Dawno mi się tak źle nie jechało na rowerze. Nie wiem czy to pogoda czy o co chodziło. 
Dzisiaj zjadłam taka sama kanapkę jak wczoraj i mam zamiar zjeść ryż z warzywami i jajkiem w curry, później mały kawałek tortu, który zrobiłam sama. 
Zrobię tez na pewno jakieś ćwiczenia na tyłek i bańkę chińską. 

Trzymajcie się ! 😘
💗

sobota, 20 czerwca 2020

60.

Bilans 
Cienki kawałek ciasta z truskawkami 
Owoc ala brzoskwinia (to chyba paragwajska) 
Kilka winogron 

Później zapomniałam bo biszkopt się zepsuł, pojechałam na zakupy i tez gowno z tego wyszło bo pokłóciłam się z chłopakiem. Później długo dyskutowalismy i w końcu doszliśmy do porozumienia i jeszcze rozmawialismy. Dlatego post na szybko z telefonu. Ogólnie to strasznie mnoe boli głowa z głodu także idę spać. Dobranoc 😘💗


piątek, 19 czerwca 2020

59.

Bilans:
kawałek ciasta z truskawkami
kawałek tarty od przyjaciółki
frytki pieczone z połowy batata i 3 małych ziemniaków z sosem czosnkowym z jogurtu nat.
owoc przypominający brzoskwinie

Jestem zadowolona z bilansu mimo,że dzisiaj dostałam kawałek tarty od innej przyjaciółki, której też dawałam tort z truskawkami, bardzo ciekawy układ swoją drogą. 😂

Znowu jestem śpiąca. Ostatnio się przestawiłam i wstaję o 9, to zupełnie niepodobne do mnie.
Wczorajsze pytanie zdałam, ponieważ przypominało mi się, jak jeszcze nie tak dawno oglądałam filmik na yt o nadwydajnych i pierwszy raz wtedy usłyszałam, że są ludzie, którzy potrafię nie myśleć o niczym w danym momencie, tak po prostu. Nie uwierzyłabym w to, gdybym nie oglądała tego z chłopakiem, który potwierdził, dla niego niemożliwe było to jak można myśleć bez żadnej przerwy, ciągle o czymś, coś analizować, coś kontrolować w głowie. Nie wiedziałam, że to nie jest takie normalne 😯, ale to w sumie dobrze. Przypuszczałam, że Wasze odpowiedzi będą podobne do mojej właśnie. Ciekawe jakby to było, położyć się i relaksować. Pewnie dlatego zawsze jestem ponapinana.

Dobranoc ;*



💗

czwartek, 18 czerwca 2020

58.

Dziękuję bardzo ;*

Dzisiejszy dzień też jak najbardziej udany. Post krótki, bo już późno. Zasiedzieliśmy się z chłopakiem.
Znowu miałam sporo zajęć, przynajmniej jutro bez żadnych wyjazdów dalszych, bo już mi się nie chce. Dzisiaj załatwiałam między innymi praktyki, ale mam się nie przemęczać i mogę wpadać jeśli będę chciała 😂💗.
Bilans był taki jaki sobie założyłam, dodatkowo zjadłam kawałek niesłodzonej tarty z owocami, bo koleżanka przyniosła mi za to, że wczoraj dałam jej tortu truskawkowego. Bardzo miły, niespodziewany gest. Za to poszłam na rower i spaliłam 300kcal, tyle sobie założyłam by zrobić jak na niego wsiadałam. Zamknęli mi drogę, którą dojeżdżałam do innej i jeździłam po mieście. Mniej zróżnicowana trasa dzisiaj.

Bilans:
kanapka z chleba żytnio-razowego z masłem i pomidorem
kawałek wczorajszego ciasta z truskawkami
obiad: pół batata, groszek z marchewką, kawałek piersi, papryka, sos czosnkowy z jogurtu
kawałek tarty

Zastanawiające jest to, że jak mam jakieś ciasto w domu, a nie uważam się za jakąś wielbicielkę ciast, to mniej chce mi się jeść. Zjem kawałek ciasta, jestem zadowolona i nie potrzebuję podjadać. W kwietniu próbowałam robić różne ciasta i z tego co pamiętam to jadłam je na śniadanie i dobrze mi się później trzymało założeń. Jak zjem coś słodkiego, ale nie typu czekolady, tylko musi być albo a słodkie albo do tego bardziej treściwe, czyli jak ciasto, to czuję się bardziej nasycona, nie mam takich specjalnych potrzeb. Dziwne bo na ogół to ja wolę słone, obiadowe itp.

Na dziś kończę, bo miało być krótko. Zawsze zostawiam post na noc, żeby byłą 100% pewność, że już niczego nie zmienię i czasami już braknie sił na pisanie. Mam jedną rzecz taką prywatną o której dość często ostatnio myślę, że to podzielę się, któregoś dnia jak wejdę tu wcześniej. Wypadłam z wprawy i moje zdania są nieskładne, brakuje mi słów. To chyba znak, że trzeba poczytać coś innego niż farmakognozja.
Na koniec mam jeszcze do Was pytanie. Czy potraficie siedzieć/stać/leżeć/jechać samochodem czy rowerem lub obojętnie co robić i nie myśleć zupełnie o niczym? Nie odbiegać gdzieś w swojej głowie? Nie wyobrażać sobie czegoś, nie myśleć o czymś, nie trapić się czymś itp. itd. ?
Jutro wyjaśnię o co mi chodzi z tym pytaniem.

Trzymajcie się






💗

środa, 17 czerwca 2020

57.

Dzisiejszy dzień był w końcu udany. Może to trochę za sprawą tego, że miałam co robić, sporo siedziałam w kuchni, więc też nie bardzo chciało mi się jeść. Nie musiałam się już też uczyć, więc mam mniej na głowie. Pod koniec dnia, gdzieś na wieczór jeszcze zmotywował mnie dodatkowo komentarz d.t. Choć na początku mnie zirytował 😂 Ale był trafny, albo czegoś chce albo nie. Nie mogę mówić, że chce tu pisać, że dieta jest dla mnie ważna, a ulegać wszystkiemu co mi się spodoba.  Musze walczyć. Posiadam różną broń tak jak już wczoraj pisałam. Żaden dzień nie może być stracony. Czy to zjem obiad z rodziną na mieście czy kawałek tortu. Dzisiaj jestem zadowolona. Nie policzyłam kalorii, bo śniadanie robiłam na szybko przed kolosem. Później to już tylko podjadłam kilka truskawek przy robieniu, spróbowałam na palec kremu waniliowego. Także bilans przedstawiałby się tak mniej więcej.

Bilans:
kromka chleba żytnio-razowego z masłem i pomidorem
kilka truskawek
kawałek tortu truskawkowego (z erytrytolem )
kawałek bezy na widelczyk ( by spróbować czy wyszła)

Teraz czuję się głodna, nie czułam się ani razu przejedzona, jakaś najedzona, pełna itd. więc myślę, że jest dobrze. Być może teraz przez kilka dni będę liczyła bardziej orientacyjnie i patrzyła na to jak się czuję, by się nie najadać, by odczuwać głód na noc, by spalać jeśli odczuję, że mogłam gdzieś przesadzić. Mniej posiłków powinno mi posłużyć, ale nic na siłę tylko z wyczuciem, by nie rzucać się w coś na ślepo.

Dziękuje bardzo za komentarze, dobrze wrócić i od razu mieć wsparcie od Was. <3





💗

wtorek, 16 czerwca 2020

56.

Podziałki zazwyczaj idą mi dobrze. Chce o nich napisać, czekam do końca dnia i robi się tak późno, że idę spać. We wtorki przestaje czuć się zobowiązana i mimo tego, że w dzień idzie dobrze, to na wieczór dobijam kalorię. Ostatnio nie liczyłam lub robiłam to sporadycznie. Wczoraj i dziś by spr orientacyjnie liczbę, wpisywałam wszystko. Chociaż ciężko to porównać, bo czekam na okres i wyjątkowo chce mi się słodkiego. Także ta liczba to jakieś 2 tys. kcal. Czasami wsiadłam na jakiś rower czy poszłam na spacer z myślą o spaleniu tego. Sporo mnie tu nie było, waga wyższa o 3,3kg, czyli mogło być gorzej.
Chcę wrócić, ale codziennie czuję się jak przegryw, że przytyłam już, że nie wiem co zaraz zobaczę na wadzę. Wiem, że to bez sensu myślenie i trzeba po prostu coś działać a nie myśleć, tyle że w praktyce te myśli są przygnębiające. Mnie motywują sukcesy, a porażki załamują i zachęcają do podjadania i całkowitego zniszczenia siebie. Czasem przypominam sobie, że schudłam 10kg a przytyłam tylko 3, czyli nadal mogę stanąć do walki i nie straciłam wszystkiego. Warto się obejrzeć nim będzie za późno. Chcę walczyć, ale gubi mnie jeszcze jedna rzecz, a mianowicie okazje. Wyjście do restauracji, grill, impreza, przejazd obok mc, tort na urodziny taty, spotkanie z przyjaciółką i otwarty rachunek na drinki, wszystko to mówi mi: daj spokój, dziś nie opłaca się zaczynać, bo za dwa dni wychodzisz, wtedy wszystko zepsujesz, nie warto. Kiedy nie wychodziłam z domu w ogóle to dieta szła idealnie. Moje myśli to ewidentny brak walki. Zapomniałam już, że na tej diecie muszę walczyć o siebie i sama ze sobą. To, że mam różne okazje nie znaczy, że nie mogę się odchudzać. Pewnie zjem kawałek tortu czy wypije drinki, ale są inne sposoby. Mogę zjeść mniej by bilans był dobry, mogę pójść na rower i spalić więcej kcal, wystarczy tylko chcieć, przecież nadal mogę panować nad sytuacją.
Kolejna sprawa to blog. Im mniej tu piszę tym bardziej sobie pozwalam. Nie mogę tego zaniedbywać, bo wtedy zapominam o tym czego chce i o tym, że mam jakiś cel.
Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam, ale w międzyczasie miałam różne pomysły. Raz myślałam o zwiększeniu kcal, raz o zmniejszeniu, innym razem chciałam jeździć na rowerze dwa razy dziennie. Akurat dzień w dzień lało. Jutro mam zaliczenie i półtora tygodnia jakby wolne do następnego egzaminu, więc będę miała więcej czasu na ruch i na to by się ogarnąć.
Postaram się.
Wybaczcie, że tak długo mnie tu nie było. Wiem jakie to ważne by nie odchodzić bez słowa, nie znikać naglę, no i wspierać Was, nadrobię to wszystko co pisałyście. Mam nadzieję, że u Was było lepiej.
Trzymajcie się i do jutra!




💗

piątek, 5 czerwca 2020

55.

Miałam napisać dłuższy post, ale zapomniałam zabrać laptopa z pokoju rodziców i już dzisiaj za późno. Dodam tylko króciutką notkę by nie robić takich dużych przerw a więcej napisze jutro.

Ariela dziękuje bardzo za komentarz. Zawsze wiesz co powiedzieć w takich sytuacjach, Twoje podejście jest takie jakiego mi trzeba. Realne, ale nie załamujące, wręcz motywujące. Pisz mi więcej takich rzeczy to będzie łatwiej. Może powinnam to drukować i sobie gdzieś wieszać. Haha

Do jutra 😘


💗

czwartek, 4 czerwca 2020

54.

Chciałabym napisać, że wracam z podwójną mocą, motywacją itd. No ale jedyne co widzę to, że w sobotę będę robić pizze, a w tym tygodniu było słabo.
Ostatnio szukam sposobu. Niepotrzebnie. U mnie szukanie sposobu, zmiana dieta itd. to tylko wymówki. Jednego dnia myślałam, dzisiaj tylko koktajle, aż w końcu zrobiłam burgera na obiadokolacje, no ręce opadają. Niby domowy i kalorię spoko, ale później coś wytrąciło mnie poważnie z równowagi i straciłam ochotę i zapał do czegokolwiek.
Cofając się nieco w czasie, w poniedziałek poradziłam sobie dość dobrze, choć było bardzo ciężko. Ostatecznie zjadłam 1200kcal takich bardzo zdrowych i nie udziwnionych burgerami czy pizzami. Chciałam napisać jak mi ciężko się ogarnąć, ale dostałam takiego bólu głowy, ze coś okropnego. Przewiało mi głowę albo zatoki. No straszne jakby mnie ktoś młotkiem uderzał w głowę. Robiłam inhalację i leżałam w czapce. Następnego dnia jeszcze byłam otępiała, nie było jakoś dobrze. Nie wiem dlaczego kiedy jestem chora albo zła to wydaje mi się, że nie ma kalorii i dieta nie istnieje lub jest czymś niepoważnym. Wtorek to chyba nie był najlepszy dzień. W ogóle rano na wadzę zobaczyłam 1kg więcej niewiadomo skąd, gdzie i tak po weekendzie przybyło 2kg. To było takie załamujące, stworzyło presję. We wtorek miałam kolsa, po nim chyba mi się lepiej zrobiło, wygrałam ten wyścig z czasem. Jadłam pizze na dodatek kupczą. W środę ten kg zniknął, dziwna sprawa. Dzisiaj też już go nie było. Ogólnie to jest średnio. Sama narzucam na siebie zbyt dużą presje myśleć o tym, że muszę schudnąć, a zaraz po tym myślę tylko o jedzeniu i co by tu zjeść. Nawet nie mam ochoty na coś a i tak jem. Wczoraj miałam bardzo irytującą sytuację w domu, aż cieżko to sobie było ułożyć w głowie. Poprawiłam sobie nieco humor starym serialem, a później i tak zjadłam czekoladę. Także no bardzo słabo.
W pewnym momencie w moim życiu pojawiły się szczęśliwe chwile, gdzie było jedzenie i mój mózg znowu zaczął kojarzyć szczęście z jedzeniem. Teraz kiedy chce być szczęśliwa to wydaje mi się, że musze zjeść. Chwytam się już wszystkiego by nadać inny sens życiu. Piekę coś nowego, zaczęłam malować, sadzę kwiatki, szukam czegoś innego by to jedzenie nie było źródłem szczęścia w moim życiu.
Niby muszę odpuścić by zaczęło wychodzić na diecie, ale nie mogę też za bardzo poluzować bo wtedy będzie tragedia. Chciałabym już wrócić do tego stanu jaki miałam jeszcze niedawno, jak to kontrolowałam, ale wiem, że wtedy musiałabym się wyzbyć niektórych rzeczy, jak ta pizza w sobotę, a z drugiej strony nie chcę. Znowu zaczęła myśleć, że coś mnie ominie, a przecież jest okazja... To chyba najbardziej zgubne, to tak jak "zacznę dietę od jutra/ od poniedziałku...".
Część mnie chce wrócić do diety bo zdaje sobie sprawę z tego, że musi schudnąć, będzie płakać jak przytyje, a część mnie chce żyć i czerpać ze wszystkiego. Ta druga część czasami śpi i wtedy jest łatwo, ale jak się obudzi to już nie chce zasnąć.
To wszystko zaczęło się kiedy pierwszy raz spotkałam się z moją przyjaciółką, zaraz jak się kończyła ta kwarantanna. Poczułam jak to jest żyć normalnie, nie będąc taką zamkniętą na wszystko.
Kiedyś był w necie jakiś taki list do Any czy coś, jak o tym kiedyś myślałam no to wydawało mi się to głupie, teraz tak samo, nawet bardzo durne. No ale w jego treści jest jednak prawda. Nie wszystko rozumie się też od razu. Przykładowo jest tam, że rodzice bardziej doceniają i "kochają" itp. kiedy jest się szczupłym, a nie takim grubym. Kiedy pierwszy raz to przeczytałam to aż nie wierzyłam w to, myślę sobie co za głupota, jakie to przerysowane. Później odczułam to na własnej skórze. Jest tam też o tym by unikać towarzystwa, ludzi, przyjaciół, jakby zamknąć się w sobie, zostawiając tylko to Anę i jakkolwiek brzmi to komicznie, nienormalnie, tandetnie, tak znowu jest tu prawda. To racja, że kontakty z innymi ludźmi przeszkadzają. Czasami trzeba coś z kimś zjeść lub po prostu ktoś powie, że schudliśmy i różnie to może na nas podziałać, czasami ktoś nie powie nam nic i wtedy się zastanawiamy czy nasza dieta działa. No chore to.
Trochę jakby chcieć być na takiej diecie, czuć nieco więcej niż inni ludzie, ale nie chcieć mieć zjebanej psychiki, czuć się szczęśliwym itd. Szkoda tylko, że ta dieta tak naprawdę NIGDY nie idzie w parze ze szczęściem. Wy też pisałyście nie raz, że dużo schudłyście, ale miałyście depresje czy też czułyście się okropnie. Także czytając też Wasze historię wydaje mi się, że to naprawdę nie idzie w parze ze szczęściem i normalnym życiem.
Ja się trochę pod świadomie boję, trochę chce być szczęśliwa, ale wiem, że nie poddam się teraz, nie zakończę tego. To co jest teraz to jest chwilowy przestój, który odsuwa mnie od mojego celu, ale może też jest mi potrzebny. Musze kontrolować wagę by już się nie podniosła więcej i może w przyszłym tygodniu jak będę się starać to w końcu poczuję to co mam poczuć i wrócę do tego wszystkiego, kosztem szczęścia. Jeszcze jest szansa, że faktycznie znajdę coś innego co da mi szczęście. Muszę sie czymś nakręcić. Może wymyślę jakieś wyzwanie fizyczne lub zacznę gotować coś zdrowego. Na pewno w końcu się uda. Nie odejdę. Nie stracę wszystkiego co jednak trochę sporo mnie już kosztowało. Będę się trzymać tylko trzeba mi trochę czasu. Postaram się pisać codziennie, chociażby bez bilansów. No ale mam nadzieję, że uda sie też z bilansami.
Nie naciskając, po prostu próbując. Do skutku, aż poczuję to co poczułam w marcu, nawet o tym wspominałam, że to była ta przełomowa chwila, jednej nocy.
Trzymajcie się kochane, teraz ile dam radę to posprawdzam co u Was.
Dobranoc/Dzień dobry
💗

0

Witajcie,  Trochę mnie tu nie było. Chciałabym napisać, że tyle się u mnie zmieniło, ale jak się nad tym zastanowię to właściwie wszystko je...