wtorek, 5 maja 2020

34.

Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem, przydało się to powodzenie ;*
Właściwie to podobała mi się ta odpowiedź ustna, było bardzo miło, profesor też spoczko, tak na luzie, on jest w sumie młody, tylko na zajęciach był bardziej spięty, kazał ludziom coś poprawiać, a dziś bardzo fajnie. Także szybko poszło i 8/10. Okazało się, że mam jakiś błąd w notatkach, a tak to sama byłam w szoku, że tak dużo zapamiętałam.

Bilans:
Sernik 245g - 203kcal
pulpety 164g-187kcal, ziemniaki 143g-124kcal, ogórek kiszony 83g-9kcal, keczup 16g-22kcal
Sernik 😅160g-133kcal
Razem: 678kcal

Byłam taka szczęśliwa po zaliczeniu, a do tego miałam taki smak tego sernika w ustach, że stwierdziłam, że wezmę sobie kawałek, bo i tak bilans wyjdzie okej, no i białka mam sporo dzięki temu. Czuje jakbym miała dzisiaj większy apetyt, ale się powstrzymuję jeszcze. Mam nadzieję, że to się nie będzie ciągnąć zbyt długo.
Zapomniałam Wam ostatnio napisać, że w czwartek miałam propozycję znowu tego burgera, o którym Wam wcześniej wspominałam i odmówiłam. Co w sumie wymagało trochę dużo silnej woli. Także to było dobre posunięcie.

Dzisiaj waga pokazała -0.2kg, czyli już wolniej. Zobaczymy co będzie jutro. Dzisiaj 83,2kg.
Jutro też już chyba chciałabym poćwiczyć, czuję się jakaś taka bardziej na siłach, lepiej psychicznie by coś porobić.

Teraz obejrzę sobie "Z miłości do Nancy" lub dalej "Sposób na morderstwo".

Trzymajcie się! ;*




💗

poniedziałek, 4 maja 2020

33.

Dziękuję Wam bardzo za komentarze ;*
Dzisiaj szybciutki post, bo okazało się, że jutro mam zaliczać ustnie kolokwium z farmakognozji. Napisałam do tego prowadzącego proponując czwartek, a on mi odpisał, że proponuje jutro o 16. Także tak haha No ale będę miała z głowy. W sumie to sporo już pamiętam, wszystko przeczytałam, więc teraz tylko powtórki do jutra i muszę jeszcze ogarnąć jak opisywać wygląd surowców.

Bilans:
Sernik z malinami 200g - 166kcal
Bratwustk 1,5 kiełbaski 100g-301kcal, keczup 16g-22kcal, musztarda 10g-9kcal, pomidor 77g-15kcal
Wafle ryżowe 11g-42kcal, masło orzechowe 17g-101kcal, dżem 7g-10kcal, banan 43g-42kcal; wafel kukurydziany 5g-18kcal, almette 8g-20kcal, hummus 4g-9kcal, pomidor 30g-6kcal
Razem: 761kcal

Ze względu na jutrzejsze kolokwium i dużo rzeczy do zapamiętania postanowiłam zjeść więcej, jutro do 16 też pewnie zjem więcej by lepiej myśleć.
Wychodzi jednak, że to nauka zawsze była moją przeszkodą w diecie, bo po prostu się boję.
Wina nie było dzisiaj bo się uczę.

Trzymajcie się ;*
Jutro Was odwiedzę!



💗

niedziela, 3 maja 2020

32.

Dzisiaj dodaję post wcześniej, bo i tak już nie będę jadła dzisiaj, a w końcu nabrałam ochoty do życia to może się pouczę z gnozji na ustny.
Dziękuję Wam bardzo za komentarze, bo mi pomogły. Czasami myślę sobie, że tylko przesadzam ze wszystkim i kiedy wydaje mi się, że powinnam wziąć się za swoje życie zamiast skupiać na innych, to wydaje mi się, że jestem zbyt dużą egoistką, że w ogóle tak myślę, a Wy dałyście mi takie zielone światło by zadbać przede wszystkim o siebie. Ludzie właściwie w większości są i ich nie ma, więc często bez względu czy o nich zadbam czy nie to odejdą i tak, więc nie ma co się tak martwić wszystkimi, no poza wyjątkiem ludzi, którzy naprawdę na to zasługują, o nich trzeba dbać.
Skupie się teraz na tym by być sobą i nie dać się tak zmieniać przez osądy, przez jakieś wymagania.

Odpisała mi dzisiaj ta koleżanka, do której napisałam ostatnio, że ma gdzieś co inni powiedzą i pomyślą, bo ma już dość dziecinnych zagrywek i chciałaby spróbować by było tak jak kiedyś. Wczoraj cały dzień jej nie było na internecie, więc przeczuwałam, że pewnie myśli. Napisała, że chce by to wszystko było szczere i prawdziwe. Ja też. Ciesze się, bo to jedyna rzecz ostatnio, która w końcu wyszła i daje mi trochę szczęścia i motywacji do życia.
Ta sytuacja pokazuje mi, że nie wszystko co się zepsuję jest na straty i są ludzie, z którymi można spróbować coś odbudować, a są tacy z którymi się nie da i może takimi nigdy nie powinno się wchodzić w głębsze relację, bo prędzej czy później popełnimy jakieś błędy, tylko skąd wiedzieć kto jaki jest.
Ciesze się, mam nadzieję, jakiś nowy cel, by to naprawić.
Jednak życie może się czasem zmieniać. Chociaż musiałam tu zadziałać, czyli jednak nie los, a My musimy działać. Kiedyś często samo mi się wszystko rozwiązywało, więc to trochę nowość. Zawsze myślałam, że nadejdzie dzień, który coś odmieni, że ktoś coś zrobi.
Jutro wstępnie umówiłyśmy się na wino z kamerką, więc w bilansie będzie wino. Na pierwszą rozmowę musi być rozluźnienie.

Bilans:
Sernik z malinami i galaretką 250g-208kcal
Mięso mielone z szynki 100g-145kcal, sałata 60g-10kcal, jogurt nat. 47g-27kcal, ziemniaki młode 186g-132kcal
Razem: 522kcal

Pierwszy raz o dłuższego czasu wierzę, że może być lepiej, może tego mi było trzeba, pogodzić się z nią.

Dzisiaj waga pokazała 83.4kg, spadek o 0,5kg, także zapisuję już 83 jako osiągnięte.

Wstawiam Wam zdjęcie mojego sernika i przepis jeśli ktoś chce. (przepis wzięłam z insta tylko zrobiłam z więcej niż jednej porcji)


Zdjęcie moje:
U mnie w 100g:
83 kcal B 7.17 T 1.52 W 12.60
Bardzo Wam polecam 
Galaretki użyłam zwykłej malinowej, jedna do malin, druga na górę, 1kg sera president, 3 serki skyr, żelatyny jakieś 9/10 łyżeczek, malin 1150g około, na spód położyłam jeszcze herbatniki, do posłodzenia erytrytol, ale mało. 

Dzisiaj w ogóle jeszcze stała się miła rzecz na koniec tego dnia, bo dostałam email od prowadzącej, wysłała mi recepty z komentarzem:
"Dzień dobry Pani Klaudio,
Przesyłam poprawione protokoły. Na tle grupy wykonała je Pani bardzo dobrze."
Także ciesze się, ze ktoś po trzech latach docenił moją ciężką pracę :D starałam się przy tych receptach. Przeszukałam każde źródło. 



Trzymajcie się !

💗

sobota, 2 maja 2020

31.

Nawet nie wiem od czego zacząć ten post.
Czuje się beznadziejnie. W moim życiu tylko pozornie wszystko się układa.
Nie mam celu, nie mam marzeń. Przestałam marzyć kiedy nie dostałam się na studia na które chciałam iść. Chociaż dziś chyba mi już na nich nie zależy, to jednak wtedy ta porażka była tak bolesna, że już nie widzę sensu w marzeniach. W swoim przypadku oczywiście, Wy nie traćcie swoich. Taki mam teraz nastrój i muszę to gdzieś napisać, może się jakoś uwolnię. W liceum miałam tyle marzeń, wydawało mi się, że będę mogła coś zmienić w świecie, że moje życie będzie miało jakiś sens. Nie mówcie, że nadal ma, bo na razie nie ma żadnego. Chciałam być lekarzem i faktycznie coś robić, a zostanę farmaceutą, po zajebiście trudnych studiach, którego nikt nie docenia i który już niewiele robi. Przeraża mnie myśl, że będę wieść zwykłe życie. Wygląda na to, że przede mną rutynowa praca, jakiś tam domek, pewnie dzieci i jakieś wakacje co roku dla odstresowania. Chciałabym rzucić wszystko, wyjść z tej swojej strefy komfortu i wyjechać gdzieś w głąb Afryki by robić coś dobrego i pomagać Tym, którym nie ma kto pomóc, zamiast żyć tu w tym spierdolonym społeczeństwie, które idzie do przodu i nie ogląda się na to co za sobą zostawia.
Takie myśli mnie nachodzą czasem po prostu.
Mam wrażenie, że mój związek mnie ograniczył. Prawie już 11 lat z jakimiś drobnymi przerwami. Nie jestem tym kim byłam. Już o tym wspominałam. Siedzę teraz w domu, czasem, nawet często zrobię coś dobrego do jedzenia kiedy ma przyjść mój chłopak, pizza, ciasto itp. i po co to? Po nic. 11 lat prawie, a on nie widzi problemu w tym by sobie pójść sam na jakiegoś grilla urodzinowego do kolegi. W też nie widzicie? Już tłumaczę. Mieszkamy na tej samej ulicy, ja, mój chłopak i ten kolega. Znamy się wszyscy, bo wszystkie dzieci na ulicy się znały zawsze. Oni się kolegowali, nie raz razem coś robiliśmy, później ten jego kolega się obraził na niego o to, że był u mnie kiedy była u mnie też jego była dziewczyna. (Z nią też oboje dobrze się znaliśmy, on jej ogólnie nigdy nie szanował, okłamywał, robił co mu się podobało, kiedyś w jej urodziny powiedział, że idzie do łazienki i wyszedł od niej w ogóle nie wiadomo dlaczego. To taka dziwna akacja, nie że jakaś najgorsza.) No i kiedy się obraził na niego, to mój chłopak nie raz coś na niego gadał jak to on się zachowuje i w ogóle, ten kolega na mnie też się z jakiegoś powodu obraził, nieważne. No i po czasie, oj długim, się pogodzili. Ogólnie nie wierze w jakieś szczere intencje tego chłopaka, bo on wtedy odszedł ze swojej pracy i akurat tak się zdarzyło, że zaczął pracować u mojego chłopaka. No ale oni się teraz odzywają, a ze mną ma jakiś problem. Ogólnie wkurzająca sytuacja, bo nie raz widziałam głupie uśmieszki, ironiczne, usuwanie ze znajomych na fb, no dziecko. Na te całe urodziny też nie dostałam zaproszenia. Także no kurde po 11 latach zaprosić kogoś na urodziny bez jego partnera to jawne okazywanie braku szacunku tej osobie. Już nawet nie wspomnę o tym, że to skrajnie nie odpowiedzialne na miejscu mojego chłopaka, że tam poszedł, bo sam mówił jakie to teraz niewłaściwe spotykać się w grupach itd. No a tam miał być ten chłopak, jego dziewczyna, jego koledzy ze dwóch, rodzina, nie tylko ta z domu, więc sporo osób. Więc samo to jakie to nieodpowiedzialne i jak bardzo nie bierze mnie w tym wszystkim pod uwagę po 11 latach. On ogólnie ma mało czasu, bo dużo pracuje. Ma własną firmę. Nie czepiam się, wiem, że musi. Widzę go w sobotę, ale niedługo bo późno przychodzi (do kolegi to jakoś poszedł wcześniej), zaraz jest zmęczony, idzie do domu. W niedziele zanim się ogarnie to przychodzi wieczorem i nie siedzi długo, bo w poniedziałek znowu do pracy. Dlatego tak bardzo liczyłam na ten weekend majowy, chciałam zrobić grilla dzisiaj. Zapytałam czy pracuję 1go, tak bo muszą (to nie było zależne od niego), w sobotę też. To mówię "Ale przyjdziesz jakoś wcześniej nie? Bo byśmy grilla zrobili.", a on do mnie, jak nigdy: "a zapytałaś czy ja mam jakieś plany?", aha. Ciekawe. Ja czekam by w końcu spędzić z nim czas, a on mi nagle mówi, że się wybiera na jakieś urodziny i do tego on już widać ma zaplanowane, że idzie sam. No bo wiadomo ja nie dostałam zaproszenia. Kurwa, do kogo bym nie szła z moich znajomych to zawsze go brałam i pilnowałam by był na liście znajomych. On po 11latach nie widzi problemu w takim czymś i nie potrafi tego załatwić. Nawet do tego nie pomyślał, że mógł spędzić ileś czasu ze mną i na ileś pójść tam. Dopiero co się pogodziliśmy w czwartek chyba, bo w niedziele, powiedział, niby w żartach, ale każdy żart ma w sobie trochę prawdy. Znaczy takiej względnej prawdy, tego co się nam wydaje, co myślimy, ale nie powiemy wprost. Powiedział, że mnie też nigdy nie można o nic poprosić i ja nic nie robię dla niego. No nie no, ja się staram, ciągle sobie myślę, że no skoro się z nim widzę wtedy i wtedy to zrobię ciasto tak, żeby i on zjadł. Czy mu coś zrobię. Nawet z głupim telefonem to do mnie przyszedł by mu ogarnąć synchronizację. No i wyszedł wtedy w końcu, bo nie bawił mnie jego żart, dodał jeszcze, że nie miałam się o co przyczepić. Później napisałam mu wyjaśnienie, że nie lubię tego typu żartów, bo on mnie nie raz porównywał do dziewczyny tego kolegi. Może nie wprost, ale jednak. Opowiadał, że no ona to mu zrobiła kolację, albo mu coś tam ugotowała, zrobiła pizze i takie pierdoły. Tyle, że ja normalnie na studiach to nie mam tyle czasu co ktoś kto chodzi do pracy i resztę dnia ma wolną. Zresztą już raz tłumaczyłam mu te żarty. No i przeprosił, ale napisałam, że chce by to zrozumiał i później nie odpisywałam kilka dni, on też już nie pisał. Napisałam dopiero w czwartek, miał wpaść na ciasto, bo mu zaproponowałam. Był dopiero koło 22, ale dobra, chciałam by było dobrze, cieszyłam się na majówkę, a tu nagle taka bomba. No i mam dość. Ewidentnie pokazał, że nie mogę na niego liczyć. Właściwie to ja nigdy nie mogłam z nim jakoś tak fajnie porozmawiać jak z przyjacielem, raczej dlatego, że jest bardziej praktyczny i tak to sobie tłumaczyłam. No ale mam dość, takie sytuację w których na coś liczę, a później się rozczarowuję, brakuję mi takiego wsparcia. W ogóle jakbym nie miała chłopaka, bo ile ja go widzę. Za bardzo się dla niego zmieniłam chyba. Chciałam być taka dojrzalsza, zachowywać się odpowiednio, tak jakby chciał. No ale widzę, że przez to zatraciłam tylko siebie, a na niego nie mam co liczyć w takich chwilach, kiedy czuję się samotna. Jest dobry w dawaniu prezentów. Nie jest złym chłopakiem, ale często myślę, że się nie rozumiemy. Ja potrzebuję kogoś kto będzie też moim przyjacielem, a on mi chyba nigdy tego nie da, bo po prostu tego nie rozumie.
Jest mi przykro bo znowu siedzę cały dzień sama. Martwię się i czuję źle. On dobrze się bawi. Ja cały dzień leżę i nie mogę się do niczego podnieść. Chwilę się poopalałam, powtórzyłam trochę gnozji. Później tata mnie wkurzył, bo chciał bym coś tam zrobiła i powiedział to takim rozkazem, nie jakoś normalnie tylko, no że ma teraz dla mnie zadanie i mam to zrobić. No kurwa jak do dziecka. Zero szacunku. Dopiero co się kłócili i robili jakieś szopki w domu. Najpierw moja mama coś pokazywała, swoje fochy, on też stwierdził, że ma wszystko gdzieś i napije się, bo go mama wkurzyła. Później nie pojechał dzień do pracy. Pojechał we wtorek. Zastanawiałam się czy wróci na ten weekend, bo jak sprawdzałam na jego lokalizacji, to w czwartek był jeszcze w Warszawie. Ciągle mnie tak martwiła ta sytuacja w domu, moja mama tylko ciągle, no jak się rozwiodę z Twoim ojcem to... ech, on tam samo nie wytrzymam z Twoja matką. Jezu, a później nagle się godzą i już brak szacunku do mnie. Zupełnie jakby moje plany się nie liczyły, tylko nagle sobie coś wymyślili i mam coś robić. Ale olałam to. Stwierdziłam, ze mogę iść w zaparte, mogę krzyczeć głośniej jak się przyczepią. Założyła słuchawki i poszłam sobie. Potem jeszcze zrobiłam dietetyczne ciasto, które będzie na jutro. Poza tym nic nie robiłam, ciężko mi się zmotywować do życia. Chciałabym przestać jeść, najpierw zagłodzić uczucia, później to skończyć. Czasem nie potrafię się już z tym wszystkim mierzyć sama.
Wczoraj jeszcze jak rozmawiałam z przyjaciółką to powiedziała mi, że w tym moim byłym przyjacielu też siedzi ta sytuacja z tą koleżanką, że tak jakby (to nie były jej słowa, wydaje mi się, że on musiał ich użyć) zobaczył jak ja traktuję ludzi. Teraz już nic nie wiem. Może faktycznie jestem okropnym człowiekiem. Nie potrafię tego znieść, co się ze mną stało. Czy naprawdę jestem taka okropna a do tego ślepa, że tego nie widzę. Może wszystkich tylko krzywdzę.
To za dużo na raz.


Bilans:
chleb żytni 24g-55kcal, awokado 18g-30kcal, pomidor 18g-3kcal
filet  piersi 58g-57kcal, ziemniaki młode 168g-119kcal, pomidor 220g-42kcal, jogurt nat. 47g-27kcal, keczup 4g-6kcal
Wafle ryżowe 10g-38kcal, masło orzechowe 13g-77kcal, dżem 9g-12kcal, banan 39kcal-38kcal
Razem:504kcal




💗

piątek, 1 maja 2020

30. PODSUMOWANIE KWIETNIA

Bilans:
Tiramisu 94g-105kcal
Okoń 144g-117kcal, ziemniaki 266g-231kcal, jogurt nat. 67g-39kcal, ogórek zielony 129g-18kcal
wafle ryżowe 11g-42kcal, masło orzechowe 12g-71kcal, dżem 7g-10kcal, banan 44g-43kcal
Razem: 677kcal


Także tak wygląda moje podsumowanie z kwietnia. 
Ubyło 6.8kg, fajnie. Nie mogło być inaczej, bo te kg pojawiły się nagle, zatem musiały zniknąć szybko.
Jeszcze niedawno byłam załamana 9 z przodu, a zaraz już zobaczę 7. Wtedy będzie lepiej. 
Jakie wnioski?
Ćwiczenia działają na ciało nie na wagę. Muszę popatrzeć co jest dobre przy niedoczynności tarczycy, bo zbyt duży wysiłek jednak będzie mi szkodził. 
Cheat meal - pizza, zdecydowanie przyśpieszył metabolizm w ostatnim tygodniu, waga spadała jak szalona. 
Druga tabela, drugi wiersz z danymi, weźcie pod uwagę, że to był spadek po 4 dniach jedzenia w święta, więc było z czego schodzić. 
Najwolniejszy spadek był kiedy ćwiczyłam oraz tuż po świętach. 
Są dwie opcje, albo cheat meal tak zbawczo działa, albo to że wdrożyłam się i organizm przestał się bronić. Pierwsza opcja wydaje się bardziej sensowna. 
Możliwe, że moja najlepsza kaloryka to 600-700(750) kalorii.
Warto się ważyć codziennie, później można sprawdzić jak waga zmienia się przy różnej kaloryce.
Dobrzebyloby liczyć kalorię również podczas dużych ilości jedzenia, by znać kalorykę tygodnia i miesiąca, ale komu by się chciało. 
Ogólnie jest dobrze, podoba mi się. 
Uważam, że ten miesiąc był zdecydowanie udany. 
Wypadły z niego tylko 4 dni. Jeden cheat meal. Byłoby idealnie to powtórzyć. 
Jutro może dodam zmiany wymiarów, muszę najpierw się zmierzyć, ale ostatnio mam wzdęty brzuch dość często, więc nie wiem jak będzie. 


Nastrój mam słaby, powiedziałabym coraz gorszy. Dzisiaj nic mi się nie chciało. Sprzeczka z chłopakiem i atmosfera w domu zdecydowanie nie pomaga. Mogłabym leżeć i nic nie robić, szybko się męczę. Na nic nie mam ochoty. Humor poprawił mi się na wieczór po prawie 4h pogaduszkach z przyjaciółką na kamerce. Teraz czuję się bardziej jak człowiek. Do picia tym razem proszek bolero sangria, polecam. Lekko gorzki smak, nie daje tak słodyczą, fajne, aczkolwiek zasycha po tym w ustach, mimo wszystko bardzo spoko do lampki zamiast alkoholu. 
Oby nastrój się poprawił bo teraz to tak 2/10.

Trzymajcie się! Miłej majówki, moja już wiem, że będzie beznadziejna. 








Mam ochotę zjeść coś takiego jutro. 
💗

czwartek, 30 kwietnia 2020

29.

Zacznę dzisiaj od bilansu.

Bilans:
Tiramisu z serków wiejskich z przepisu Aleksandry 200g - 223kcal
Ryż biały gotowany 129g-155kcal, zupa pomidorowa 300g-126kcal
Lody: 150g banan 146kcal, maliny 70g-30kcal, wafel kukurydziany 5g-19kcal, wafel ryżowy 5g-19kcal
Razem: 718kcal

Zrobiłam wczoraj tiramisu z przepisu Oli. Ogólnie jestem zaskoczona, że z serków wiejskich wychodzi taki piękny ser. Sypnęłam chyba za dużo odżywki białkowej lub tego słodziku jogurtowego z bolero, bo jak spróbowałam tego sera (na szczęście wcześniej) to było tak dziwnie słodko- kwaśne, że aż mnie wykręcało, dlatego dodałam więcej serków wiejskich i ogólnie zrobiło się z tego więcej ciasta, więc wszyscy się najedli i został mi kawałek na jutro. Wyszło faktycznie bardzo dobre, choć bałam się próbować przez ten ser, ale było smaczne, do tego bardzo zapychające, ten kawałek to już tak ledwo kończyłam. Jeszcze tylko takie info dla siebie na przyszłość i dla Was, jak któraś tak jak ja nigdy nie używała żelatyny to: 6 łyżeczek na 600g sera, zalać wodą zimną tyle o ile by pokryło, 10 min około by spęczniało i nad ogniem(albo nad prądem) rozpuścić i dodać do tego sera. Polecam zrobić, bo szybko się robi i do kawy idealne.

Poza tym to wstałam z okropnym bólem głowy. Dopiero po kawie i cieście mi zaczęło przechodzić. Chyba ogólnie czułam się źle, pewnie to bilanse. Nie wiem czy to może być kwestia przyzwyczajenia, bo już trochę to trwa a jest gorzej a nie lepiej, więc chyba wina takich bilansów, co jest dla mnie dziwne, bo powtarzając się kiedyś 300kcal i żyłam, teraz 700 i jakiś problem. Nie czuję potrzeby by zjeść, nawet jak jestem już trochę czy bardziej głodna, to jest mi to bez różnicy czy zjem. Dzisiaj przed tymi lodami czułam się jakbym ledwo żyła, a to już było 500kcal ponad, dlatego stwierdziłam, że zrobię lody, choć pogoda nie bardzo na takie desery. Ogólnie fajnie, bo ona bardzo mnie tak zapchały, dopiero niedawno poczułam się znowu głodna. Tyle, że teraz to nawet nie myśle o jedzeniu, ale to za chwilę opowiem.

Z nowości to jeszcze przyszły mi te proszki bolero. Spróbowałam już multiwitaminę, ale to mało od brata, więc ciężko mi ocenić. Liczi, jest słodkie, fajnie pachnie, ale czuć stewie i trochę sztuczny posmak. Ja nie lubię stewi, przypomniało mi się to dopiero jak spróbowałam tego picia. Kiedyś kupiłam słodzik ze stewi i nie mogłam tym slodzić, bo było okropne. Dlatego dla mnie te proszki są takie o. Piłam od brata trochę mango z chilli, dobre, smak mango przyjemny, chilli zaczyna delikatnie piec po chwili. Dzisiaj zrobiłam owoce leśne, wsypałam odrobinę do litra wody, jest bardzo słodkie, nie wiem czemu, ale mi smakuje gaszą gryczaną, której nie lubię i wyczuję ją wszędzie. Nie wiem dlaczego czuje ją tu. Zastanawiam się czy to po tych proszkach nie bolała mnie głowa. Poza tym one zawierają acesulfam K i trochę mnie martwi.
Jednak wypiłam wczoraj sporo wody, normalnie tyle bym nie wypiła, tylko nie wiem czy to faktycznie nawadnia, czy nie odwadnia jak słodkie napoje itp.

Jeszcze waga, pokazała dzisiaj 84.5kg, więc kolejny spadek teraz o 0.6kg. Dobre są te spadki, zazwyczaj co dwa dni o 0.5kg. Trochę się dziwie, że tak to leci. Trochę się też zaczęłam bać. Chciałabym zwiększyć bilanse, dzisiaj o tym myślałam, ale teraz to już chyba jest mi obojętne. Dzisiaj jak poszłam zrobić te lody, to moja mama powiedziała "a Ty co znowu jesz, niedawno jadłaś zupę (to było 3h różnicy, tyle że siedząc przed tv się nie czuje ;) ). Może powinnam więc zostać na 500 i nie robić lodów. Przykre.

Dzisiaj nie miałam nic do roboty, zaczęłam pisać notatki z chemii leków, bo za jakieś 1.5 tyg pewnie kolokwium i nie wiem czy nie dołożą materiału, a że miałam ochotę i nic do roboty (no oprócz gnozji, którą przydałoby się poczytać)  to wzięłam się za to. Nauka czegoś przed czasem sprawia mi przyjemność, bo jeszcze nie muszę, ale nauka czegoś co muszę, często mnie irytuje, pewnie presja czasu.

Wczoraj zdecydowałam się w końcu by napisać do dobrej koleżanki, z którą nagle przestałam rozmawiać. Znaczy nie nagle, już tłumaczę.
Nie znałyśmy się jakoś długo, bo poznałyśmy się na studiach i na początku jakoś nie wydawało mi się byśmy miały się kolegować, trochę inne typy z zewnątrz, ona sama mi zresztą powiedziała, że nie pomyślałaby, że będzie się ze mną kolegować, ona bardziej sportowa i cicha (pozornie), ja zazwyczaj noszę się bardziej elegancko (bo źle się czuję w sportowych rzeczach, chyba do mnie nie pasują, a szkoda, bo lubię u kogoś takie ubrania) i jestem bardziej otwarta i może szybciej się pierwsza do kogoś odezwę. Także minęło pół roku akademickiego, może trochę więcej i dopiero wtedy się zakolegowałyśmy. Właściwie to nawet nie było tak, że specjalnie, tylko ona mieszkała blisko, a ja zagadałam do dziewczyny z grupy, która wydała mi się ciekawa, a ona wpadła na pomysł by zaprosić też tą koleżankę i tak wyszłyśmy pierwszy raz razem. Okazało się szybko, że bardzo dobrze się rozumiemy. Panowała między nami taka niewyjaśniona atmosfera swobody, byłyśmy ze sobą bardzo szczere, ja mówiłam jej tyle ile bym normalnie komuś przy tak krótkiej znajomości nie powiedziała, ona mi może nawet więcej. Miałam ją za bardzo szczerą osobę, bo takie rzeczy czasem się jakby czuję, kiedy ktoś jest szczery, to łatwiej się otworzyć. Chociaż jak teraz myślę o tym, to aż tak się nie otworzyłam. Może czasami bardzie. Jedyną osobą przed którą było mi się tak łatwo otworzyć był mój były przyjaciel. Jemu to właściwie z chęcią wszystko mówiłam, nigdy nadmiernie się nie litował, wiedział co powiedzieć. Fajnie było, dopóki to przestało być tylko przyjaźnią. Zrobiło się czymś naprawdę dziwnym. Najpierw on mnie unikał, później wytłumaczył, że to przez to że coś do mnie czuje (kiedyś już to mówił, po zakończeniu liceum, po imprezce wstępnej, tyle że wtedy powiedziałam mu, że ja go też jak brata, że kiedyś kogoś jeszcze znajdzie i w sumie zapomniałam o tym, że to mogłoby mieć wpływ na to, że się nie odzywa, choć szczerze, to kilka miesięcy wcześniej, może nawet rok i kilka miesięcy, sama zastanawiałam się, czy moje uczucia są czysto przyjacielskie), mówił że gdyby to było nic to pewnie już by przeszło a tak nie jest jakoś, nie będę już opisywać tego tak dokładnie, ale później raz się zdarzyło, akurat jak nie byłam ze swoim chłopakiem, że się pocałowaliśmy. Później było mega dziwnie, tragicznie, po czym zaczęło wracać do normy, ja już sobie wszystko poukładałam w głowie i moje życie też wydawało się być poukładane, z nim miałam taki fajny kontakt do pogadania i do pożartowania, znowu jak w liceum mogliśmy się zwierzać i śmiać razem. Pewnego razu zeszło na poważniejsze tematy bo ja zaczęłam mówić o naszej przyjaźni, jak to się wszystko działo, jak się układało, a on powiedział co innego. Znowu uczucie się odrodziło, nie wiem może to jak z tym króliczkiem, którego chce się mieć, bo nie może się mieć. Powiedziałam, że ja już wszystko mam poukładane, że to już za późno. Po czym zaczęłam mieć mętlik w głowie i sama nie wiedziałam czego chce. On przestał się odzywać, albo robił to z przymusu, rzadko, no ale też rozumiałam, że musi sobie co nieco poukładać. Więc nie chciałam go męczyć. Tylko że sama się zgubiłam, nie wiem czy to jego było mi żal, czy sama czegoś chciałam. Rozmawiałam o tym z tą koleżanką, czułam się wtedy bardzo źle. Wahałam się. Nie mogłam spać w nocy bo się denerwowałam tym. Po czym ona mi nagle powiedziała, że on do niej teraz piszę. Mówiła, że nie wie, bo odpisuje mu tak tylko, żeby nie było głupio i w ogóle i wie jak ja się czuję i zastanawiała się czy mi powiedzieć. Zrobiło mi się przykro, właściwie to byłam zła, dlaczego pisze do jedynej dobrej koleżanki, bliskiej mi, najbliższej na studiach jaką mam. Jak mam o nim nie myśleć skoro jest jakby cały czas obok. Chciałam z nim pogadać, okazało się, że to nie on do niej przeważnie pisał, tylko ona do niego. Byłam zła na nią, okłamała mnie, nie powiedziała, że chce z nim gadać, a pytałam ją czego ona by chciała, bo ja nie będę jej narzucać swojego zdania, ale nie wiem czy dam radę trzymać taki bliski kontakt z nią wtedy. Mówiła, że to tylko z jego strony, ona nic nie chce, nawet go nie zna. Więc była zła, bo czułam się oszukana. Następnego dnia na zajęciach najbardziej irytujący profesor, który ciągle specjalnie się przyczepiał, no był tragiczny, mówił zazwyczaj "bo się zabije", "jak byśmy byli w wojsku i bylibyśmy mężczyznami to bym wam przywalił", jednej z moich koleżanek całkiem zjechał psychikę na tamten czas przy odpowiedziach ustnych, a pomagała mu w tym, jej wtedy przyjaciółka (to była chemia fizyczna, więc nic łatwego). Wracając do tematu tego dnia nawet do nas nie podchodził, bo atmosfera była tak napięta, że nawet on to widział. Nie pamiętam ile to trwało, ale bardzo krótko, nie mogłam jeść ani spać w nocy(już przed tym jak się dowiedziałam), a akurat wypadło to jeszcze w czasie kolosów. Napisałam kolokwium z chemii organicznej i chyba wróciłam wtedy do mieszkania, poszłam spać, wstałam i było mi wszystko obojętne. Napisała chyba ona do mnie coś z przeprosinami, ja wtedy czułam się już spokojniejsza, rozmawiałam z nią, w końcu napisałam by przyszła. Pogodziłyśmy się, miała już być szczera, powiedziała że nie będzie do niego pisać. (Teraz  wiem, że w ogóle moje zachowanie też było bardzo bardzo bardzo egoistyczne, ale wtedy to były głównie emocje.) Przez jakiś czas było okej, po czym zaczęła się dziwnie zachowywać, raz wydawało mi się jakby pisała do niego, ale myślałam, że mi się wydaje bo każdy może być bez profilowego. Myślałam, że wariuję, coraz dziwniej się zachowywała. Wtedy też wyszły sobie we dwie beze mnie do klubu, ona i ta druga koleżanka. Coś przeczuwałam, ale nic nie wiedziałam, po czym siedziałam przed zajęciami, była tylko nasza wspólna koleżanka i rozwiązywałam z nią jakieś takie testy co się odpowiada na pytania. Zaznaczyła, że jest w przyjaźni skrzynią pełną tajemnic, sekretów. Czułam coś, zapytałam, a jakich Ty sekretów strzeżesz, może jakichś, które mnie dotyczą, a Ciebie nie? Odpowiedziała, że może tak. Wiedziałam już, ona z nim pisała. To mi wystarczyło. Jak przyszła to już zachowywała się dziwnie jak byśmy nie gadały, a ja nawet nie zdążyłam zareagować. Dopiero później przestałam się odzywać. Rozmawiała ze mną nasza koleżanka, choć wtedy to już bardziej jej koleżanka, bo wybrała stronę. W końcu stwierdziłam, że napiszę. Zaprosiłam jego i ją, tłumaczyła się, że źle się czuję z tym, że mnie oszukuje itd, przeprosiła.  Dla mnie już nie była szczera, bo okłamała mnie drugi raz. Stwierdziłam, że jest nieszczera. Niby jakoś coś wyjaśniłyśmy, ale nie było w mojej głowie opcji o powrocie do przyjaźni. Nadal czułam się zła. Później co chwilę dowiadywałam się kiedy mnie okłamywała i z czym, że napisała do niego zaraz następnego dnia po tym jak mi obiecywała i takie tam, że się spotkali po moich urodzinach. Ja wtedy przez tą sytuację z nim nie rozmawiałam, bo był zły no i nie dziwie mu się. Niepotrzebnie mimo wszystko, jakkolwiek się wtrącałam. Ech, ta cała sytuacja była ciężka i pełna różnych emocji. Takich rzeczy się nie rozumie od razu, tu potrzeba czasu. (ta sytuacja działa się styczeń/luty/marzec na drugim roku, teraz jestem na 3) Później to już chyba robiłyśmy sobie czasem na złość. Przyszły wakacje. Jak wróciłyśmy to były już dwie grupki w naszej grupie. Ja i moja koleżanka i ona z moją starą koleżanką i tą co jest fałszywką i była przyjaciółką tej mojej koleżanki. (mogłam Wam pisać od początku z imionami bo nie idzie tego ogarnąć) Na początku roku akademickiego byłam znowu zła, o to że się tak zachowują, że nie odpowiadają cześć mojej koleżance ( z którą się przecież nie kłóciły), o to, że dowiedziałam się z telefonu mojej przyjaciółki (z która mam teraz taki zły kontakt, bo tak jej wygodniej, nie tej ze studiów, tej z liceum), że ten przyjaciel skończył ze mną znajomość. Ta przyjaciółka wiedziała co robię, nie robiłam tego po kryjomu, gdyby nie to to bym się nie dowiedziała, że ponoć skończył ze mną znajomość. (Choć po tych akcjach z tą koleżanką, jeszcze ze sobą nie raz rozmawialiśmy, nawet bardzo szczerze.) Chyba wtedy byłam jeszcze bardziej zła na nią bo ją obwiniałam. No i to tak chaotycznie napisana historia o co poszło i skąd się wziął problem. Jak nie rozumiecie tego co napisałam (a nie dziwie się, bo bardziej pokręcić się nie dało), to mi chodziło o to, że mnie dwa razy oszukała i uznałam, że jest nieszczera, skreśliłam ją jakby z mojego przyszłego życia.
Dotarło do mnie dopiero teraz na kwarantannie. Kiedy moja przyjaciółka powiedziała mi, że ten mój były przyjaciel powiedział, uważa że teraz ma ze mną normalny kontakt (nie mówimy sobie cześć) i nie wyobraża sobie raczej mieć bliższego. Dotarło do mnie, że mnie skreślił z listy swoich znajomych, po tylu latach, po takiej szczerości, tylu wspomnieniach i kurwa wszystkim, on stwierdził, że to koniec i już. Pisałam Wam już o tym, że bardzo mnie to zabolało, żaliłam się, że nie rozumiem jak można kogoś tak nagle zostawić, skreślić. Zaczęłam myśleć, że jak jeden błąd może zaważyć na całej znajomości i na tym ile dla niego zrobiłam nie raz, nie mogłam tego wprost pojąć. Zaczęłam myśleć czyżby ten jeden błąd miał mnie określać? Nie, przecież nie jestem taka jak mój jeden błąd. W serialach też zaczął mi się przewijać motyw jednego błędu, nieidealnych ludzi, tego że jesteśmy przecież grzeszni i trzeba to akceptować, że jeden błąd nas nie przekreśla i jeśli ma się z kimś taki kontakt, to po pierwsze szkoda go tracić, bo musiał coś znaczyć, a po drugie to sama pisałam, że zawsze uważałam, że rozmową można wszystko naprawić, nawet jeśli coś potrzebuję czasu, to można przysiąść w końcu, porozmawiać i wrócić do tego co było, bo popełniamy błędy. Ja dopiero teraz widzę swoje, niestety dopiero teraz, niektóre osoby też zniknęły z mojego życia przeze mnie miedzy innymi.
Wtedy do mnie dotarło, trafiło jak grom z jasnego nieba, zrobiłam to samo. Ja gadająca w kółko o tym, że nie można od tak odchodzić, że wszystko jest do naprawienia, zrobiłam to samo. Do tego sama byłam egoistką i popełniłam błąd. Zatem jej też nie określało to kłamstwo, to że skłamała nie znaczy, że zawsze była nieszczera, czy że jest fałszywa. Nie mogę jej skreślić i nie spróbować jeszcze raz wrócić do tego co było, bo może faktycznie było to warte więcej. Napisałam, najpierw pisałyśmy o tak o. Ja się dość długo zastanawiałam czy to zrobić, już raz tu wcześniej pisałam, że myśle o czymś by coś zrobić i miałam się Was radzić, ale pózniej stwierdziłam, że tego nie zrobię, że nie napisze do niej i tak, aż w końcu się stało. Pisałam z nią cały dzień o głupotach, nie wiedziałam co robić, nie wiedziałam czy komuś tego nie wyśle od razu. Poszłam do "drugiego" domu (jeden dom, dwa wejścia, ode mnie brak połączenia do kuchni rodziców), chyba po picie czy po jedzenie. Na dworze tak pięknie pachniało deszczem. Poczułam się starą dobrą sobą. Tą która nie zrobiłaby nikomu nic złego, tej której zależało na ludziach, która potrafiła wybaczać i rozmawiać. Tej dla której nie było znaczenia co kto zrobił, bo wszystko się dało naprawić. Tej która ceniła wartościowych ludzi w życiu, nie tylko tych fajnych, których poznała w liceum. Stwierdziłam, że napiszę to co chciałam jej napisać. Już nie będę tego streszczać jak to wszystko wyżej, chodziło o to, że wytłumaczyłam, że dotarło do mnie to co wam napisałam, że ja też źle się zachowałam, przeprosiłam za to, że potrzebowałam czasu (bo potrzebowałam), ale uważam, że wszystko można naprawić, do wszystkiego wrócić, powiedziałam by ona sobie to też przemyślała czy by chciała by było jak dawniej czy już sobie wszystko poukładała. Była jak to sama określiła szczęśliwa i w jakiejś euforii ja na haju, trochę się tego spodziewałam bo widziałam, że ona bardzo się cieszyła kiedy coś jej pisze, na coś zareaguje na instagramie. Wiedziałam też, że muszę jej dać czas do namysłu, bo choć uważam, że ona tego chce, to jednak jest to ciężka sytuacja, ze względu na te grupki. Myślę, że jej dwie obecne koleżanki nie patrzyłyby tak przychylnie na to, że znowu gadamy, bo w głębi to one sobie zdają sprawę z tego, że zawsze bardziej jej zależało na mnie i mi więcej mówiła, niż naszej wspólnej koleżance, a już na pewno tej trzeciej, której sama nie lubiła. Nie che by ona musiała wybierać jeśli im się to nie spodoba, bo kiedy ja się z nią nie kolegowałam to one przy niej były, jednak ja też nie będę z nimi w bliskich więziach, bo po prostu tego nie czuję. Chciałabym by dało się to odgraniczyć. W końcu ludzie mają różnych znajomych i te grupki nie muszą się łączyć, wystarczy się szanować. Także poczekam i zobaczę co los da, jak nie będzie to jakoś się to poukłada. Wydaje mi się, że ona zaryzykuje i będzie chciała wrócić do tego co było, bo widzę po tym jak do mnie pisze, ale też to musi być jej 100% pewna decyzja by to się miało udać, a nie wrócimy na studia i będzie jak byśmy nadal były obojętne na siebie, bo ona się boi co inni powiedzą. Wiem, że ta trzecia gadała o mnie i mojej koleżance do innych,możliwe, że wszystkie trzy się żaliły i coś opowiadały, więc może się obawiać, że ktoś się zdziwi jak nagle zacznie ze mną tak rozmawiać po tym jak coś na mnie mówiła. Co ma być to będzie, ciesze się w sumie, że napisałam. Muszę bardziej doceniać ludzi, których mam w życiu, a mniej myśleć o tych, którzy nie chcą mnie w swoim. Wcześniej wydawało mi się, że już mam przyjaciół i może mi nie zależeć na nowych znajomościach, ale to nieprawda. Nawet po latach okazuje się, że to nie było to.
Wybaczcie, że to jest tak chaotyczne, ja to zaraz jeszcze przeczytam i spróbuję coś poprawić, ale to i tak ciężko zebrać kilka lat w notce na bloga, kiedy można by z tego było napisać książkę. Może nawet takową powinnam zacząć pisać, moje życie i przemyślenia :D. (Przeczytałam, jestem jak autorzy tych książek, którzy dają dużo dodatkowego, niepotrzebnego opisu przyrody.)

Miałam pisać o czymś jeszcze co mnie dzisiaj podłamało, ale trochę się uspokoiłam i nie chce by ta notka miała aż tak dużo wątków, więc jeśli jutro nadal będzie mi to doskwierać to wtedy o tym napiszę.
To by już było na tyle, więc tu się z Wami żegnam i idę poczytać co u Was.
Dziękuję za przeczytanie <3
Trzymajcie się!





💗
Nie ogarnę dzisiaj wszystkich blogów, jestem zbyt zmęczona, nie chce czytać nieuważnie.
Niepotrzebnie zostawiam to zawsze na noc, wtedy wydaje mi się, że mam wenę do pisania komentarzy, ale ostatnio to już jestem zbyt śpiąca, więc chyba muszę zacząć zaglądać w dzień. 

środa, 29 kwietnia 2020

28.

Dzisiaj bardzo szynki post a wszystko inne jutro, bo boli mnie głowa już. Wstałam za rano o 9 i teraz jestem zmęczona. Normalnie byłabym wolna wcześniej, ale postanowiłam coś załatwić, co leżało mi na sercu. Jutro o tym napiszę i odwiedzę Was, odpisze na komentarze i dodam do czytania starego bloga.

Bilans:
Chleb żytni, almette,peperoni, pomidor; wafel ryżowy, masło orzechowe, dżem, banan 313kcal
galaretka 72kcal
pomidorówka z ryżem 236kcal
wafel mały ryżowy, almette, hummus, pomidor, herbatnik 82kcal
2 wafle kukurydziane z solą morską 35kcal
razem: 737kcal

Skoro zjadłam tak dużo(względnie dużo, względem ostatnich 500) to czemu czuje się tak słabo. Może to już się nakłada to zmęczenie.
Na wadze tyle co wczoraj, ale widziałam, że chce zejść niżej, to może jutro będzie 84 z hakiem.
Moja cera się poprawia, bez podkładu wygląda jak z podkładem po retinolu.
Dzisiaj koleżanka powiedziała (po zdj by ocenić cerę po retinolu), że coś mi twarz zmalała i jaką mam taką mocniej zarysowaną haha, ja wiem że ona miała na myśli, że schudłam i chciała bym coś powiedziała. Im dłużej nikt nie wie, że jestem na diecie (jakiejkolwiek, a już na pewno na takiej, że się podejrzanie szybko chudnie), tym lepiej dla mojej diety.

Trzymajcie się i do jutra ;**



💗

0

Witajcie,  Trochę mnie tu nie było. Chciałabym napisać, że tyle się u mnie zmieniło, ale jak się nad tym zastanowię to właściwie wszystko je...