czwartek, 30 kwietnia 2020

29.

Zacznę dzisiaj od bilansu.

Bilans:
Tiramisu z serków wiejskich z przepisu Aleksandry 200g - 223kcal
Ryż biały gotowany 129g-155kcal, zupa pomidorowa 300g-126kcal
Lody: 150g banan 146kcal, maliny 70g-30kcal, wafel kukurydziany 5g-19kcal, wafel ryżowy 5g-19kcal
Razem: 718kcal

Zrobiłam wczoraj tiramisu z przepisu Oli. Ogólnie jestem zaskoczona, że z serków wiejskich wychodzi taki piękny ser. Sypnęłam chyba za dużo odżywki białkowej lub tego słodziku jogurtowego z bolero, bo jak spróbowałam tego sera (na szczęście wcześniej) to było tak dziwnie słodko- kwaśne, że aż mnie wykręcało, dlatego dodałam więcej serków wiejskich i ogólnie zrobiło się z tego więcej ciasta, więc wszyscy się najedli i został mi kawałek na jutro. Wyszło faktycznie bardzo dobre, choć bałam się próbować przez ten ser, ale było smaczne, do tego bardzo zapychające, ten kawałek to już tak ledwo kończyłam. Jeszcze tylko takie info dla siebie na przyszłość i dla Was, jak któraś tak jak ja nigdy nie używała żelatyny to: 6 łyżeczek na 600g sera, zalać wodą zimną tyle o ile by pokryło, 10 min około by spęczniało i nad ogniem(albo nad prądem) rozpuścić i dodać do tego sera. Polecam zrobić, bo szybko się robi i do kawy idealne.

Poza tym to wstałam z okropnym bólem głowy. Dopiero po kawie i cieście mi zaczęło przechodzić. Chyba ogólnie czułam się źle, pewnie to bilanse. Nie wiem czy to może być kwestia przyzwyczajenia, bo już trochę to trwa a jest gorzej a nie lepiej, więc chyba wina takich bilansów, co jest dla mnie dziwne, bo powtarzając się kiedyś 300kcal i żyłam, teraz 700 i jakiś problem. Nie czuję potrzeby by zjeść, nawet jak jestem już trochę czy bardziej głodna, to jest mi to bez różnicy czy zjem. Dzisiaj przed tymi lodami czułam się jakbym ledwo żyła, a to już było 500kcal ponad, dlatego stwierdziłam, że zrobię lody, choć pogoda nie bardzo na takie desery. Ogólnie fajnie, bo ona bardzo mnie tak zapchały, dopiero niedawno poczułam się znowu głodna. Tyle, że teraz to nawet nie myśle o jedzeniu, ale to za chwilę opowiem.

Z nowości to jeszcze przyszły mi te proszki bolero. Spróbowałam już multiwitaminę, ale to mało od brata, więc ciężko mi ocenić. Liczi, jest słodkie, fajnie pachnie, ale czuć stewie i trochę sztuczny posmak. Ja nie lubię stewi, przypomniało mi się to dopiero jak spróbowałam tego picia. Kiedyś kupiłam słodzik ze stewi i nie mogłam tym slodzić, bo było okropne. Dlatego dla mnie te proszki są takie o. Piłam od brata trochę mango z chilli, dobre, smak mango przyjemny, chilli zaczyna delikatnie piec po chwili. Dzisiaj zrobiłam owoce leśne, wsypałam odrobinę do litra wody, jest bardzo słodkie, nie wiem czemu, ale mi smakuje gaszą gryczaną, której nie lubię i wyczuję ją wszędzie. Nie wiem dlaczego czuje ją tu. Zastanawiam się czy to po tych proszkach nie bolała mnie głowa. Poza tym one zawierają acesulfam K i trochę mnie martwi.
Jednak wypiłam wczoraj sporo wody, normalnie tyle bym nie wypiła, tylko nie wiem czy to faktycznie nawadnia, czy nie odwadnia jak słodkie napoje itp.

Jeszcze waga, pokazała dzisiaj 84.5kg, więc kolejny spadek teraz o 0.6kg. Dobre są te spadki, zazwyczaj co dwa dni o 0.5kg. Trochę się dziwie, że tak to leci. Trochę się też zaczęłam bać. Chciałabym zwiększyć bilanse, dzisiaj o tym myślałam, ale teraz to już chyba jest mi obojętne. Dzisiaj jak poszłam zrobić te lody, to moja mama powiedziała "a Ty co znowu jesz, niedawno jadłaś zupę (to było 3h różnicy, tyle że siedząc przed tv się nie czuje ;) ). Może powinnam więc zostać na 500 i nie robić lodów. Przykre.

Dzisiaj nie miałam nic do roboty, zaczęłam pisać notatki z chemii leków, bo za jakieś 1.5 tyg pewnie kolokwium i nie wiem czy nie dołożą materiału, a że miałam ochotę i nic do roboty (no oprócz gnozji, którą przydałoby się poczytać)  to wzięłam się za to. Nauka czegoś przed czasem sprawia mi przyjemność, bo jeszcze nie muszę, ale nauka czegoś co muszę, często mnie irytuje, pewnie presja czasu.

Wczoraj zdecydowałam się w końcu by napisać do dobrej koleżanki, z którą nagle przestałam rozmawiać. Znaczy nie nagle, już tłumaczę.
Nie znałyśmy się jakoś długo, bo poznałyśmy się na studiach i na początku jakoś nie wydawało mi się byśmy miały się kolegować, trochę inne typy z zewnątrz, ona sama mi zresztą powiedziała, że nie pomyślałaby, że będzie się ze mną kolegować, ona bardziej sportowa i cicha (pozornie), ja zazwyczaj noszę się bardziej elegancko (bo źle się czuję w sportowych rzeczach, chyba do mnie nie pasują, a szkoda, bo lubię u kogoś takie ubrania) i jestem bardziej otwarta i może szybciej się pierwsza do kogoś odezwę. Także minęło pół roku akademickiego, może trochę więcej i dopiero wtedy się zakolegowałyśmy. Właściwie to nawet nie było tak, że specjalnie, tylko ona mieszkała blisko, a ja zagadałam do dziewczyny z grupy, która wydała mi się ciekawa, a ona wpadła na pomysł by zaprosić też tą koleżankę i tak wyszłyśmy pierwszy raz razem. Okazało się szybko, że bardzo dobrze się rozumiemy. Panowała między nami taka niewyjaśniona atmosfera swobody, byłyśmy ze sobą bardzo szczere, ja mówiłam jej tyle ile bym normalnie komuś przy tak krótkiej znajomości nie powiedziała, ona mi może nawet więcej. Miałam ją za bardzo szczerą osobę, bo takie rzeczy czasem się jakby czuję, kiedy ktoś jest szczery, to łatwiej się otworzyć. Chociaż jak teraz myślę o tym, to aż tak się nie otworzyłam. Może czasami bardzie. Jedyną osobą przed którą było mi się tak łatwo otworzyć był mój były przyjaciel. Jemu to właściwie z chęcią wszystko mówiłam, nigdy nadmiernie się nie litował, wiedział co powiedzieć. Fajnie było, dopóki to przestało być tylko przyjaźnią. Zrobiło się czymś naprawdę dziwnym. Najpierw on mnie unikał, później wytłumaczył, że to przez to że coś do mnie czuje (kiedyś już to mówił, po zakończeniu liceum, po imprezce wstępnej, tyle że wtedy powiedziałam mu, że ja go też jak brata, że kiedyś kogoś jeszcze znajdzie i w sumie zapomniałam o tym, że to mogłoby mieć wpływ na to, że się nie odzywa, choć szczerze, to kilka miesięcy wcześniej, może nawet rok i kilka miesięcy, sama zastanawiałam się, czy moje uczucia są czysto przyjacielskie), mówił że gdyby to było nic to pewnie już by przeszło a tak nie jest jakoś, nie będę już opisywać tego tak dokładnie, ale później raz się zdarzyło, akurat jak nie byłam ze swoim chłopakiem, że się pocałowaliśmy. Później było mega dziwnie, tragicznie, po czym zaczęło wracać do normy, ja już sobie wszystko poukładałam w głowie i moje życie też wydawało się być poukładane, z nim miałam taki fajny kontakt do pogadania i do pożartowania, znowu jak w liceum mogliśmy się zwierzać i śmiać razem. Pewnego razu zeszło na poważniejsze tematy bo ja zaczęłam mówić o naszej przyjaźni, jak to się wszystko działo, jak się układało, a on powiedział co innego. Znowu uczucie się odrodziło, nie wiem może to jak z tym króliczkiem, którego chce się mieć, bo nie może się mieć. Powiedziałam, że ja już wszystko mam poukładane, że to już za późno. Po czym zaczęłam mieć mętlik w głowie i sama nie wiedziałam czego chce. On przestał się odzywać, albo robił to z przymusu, rzadko, no ale też rozumiałam, że musi sobie co nieco poukładać. Więc nie chciałam go męczyć. Tylko że sama się zgubiłam, nie wiem czy to jego było mi żal, czy sama czegoś chciałam. Rozmawiałam o tym z tą koleżanką, czułam się wtedy bardzo źle. Wahałam się. Nie mogłam spać w nocy bo się denerwowałam tym. Po czym ona mi nagle powiedziała, że on do niej teraz piszę. Mówiła, że nie wie, bo odpisuje mu tak tylko, żeby nie było głupio i w ogóle i wie jak ja się czuję i zastanawiała się czy mi powiedzieć. Zrobiło mi się przykro, właściwie to byłam zła, dlaczego pisze do jedynej dobrej koleżanki, bliskiej mi, najbliższej na studiach jaką mam. Jak mam o nim nie myśleć skoro jest jakby cały czas obok. Chciałam z nim pogadać, okazało się, że to nie on do niej przeważnie pisał, tylko ona do niego. Byłam zła na nią, okłamała mnie, nie powiedziała, że chce z nim gadać, a pytałam ją czego ona by chciała, bo ja nie będę jej narzucać swojego zdania, ale nie wiem czy dam radę trzymać taki bliski kontakt z nią wtedy. Mówiła, że to tylko z jego strony, ona nic nie chce, nawet go nie zna. Więc była zła, bo czułam się oszukana. Następnego dnia na zajęciach najbardziej irytujący profesor, który ciągle specjalnie się przyczepiał, no był tragiczny, mówił zazwyczaj "bo się zabije", "jak byśmy byli w wojsku i bylibyśmy mężczyznami to bym wam przywalił", jednej z moich koleżanek całkiem zjechał psychikę na tamten czas przy odpowiedziach ustnych, a pomagała mu w tym, jej wtedy przyjaciółka (to była chemia fizyczna, więc nic łatwego). Wracając do tematu tego dnia nawet do nas nie podchodził, bo atmosfera była tak napięta, że nawet on to widział. Nie pamiętam ile to trwało, ale bardzo krótko, nie mogłam jeść ani spać w nocy(już przed tym jak się dowiedziałam), a akurat wypadło to jeszcze w czasie kolosów. Napisałam kolokwium z chemii organicznej i chyba wróciłam wtedy do mieszkania, poszłam spać, wstałam i było mi wszystko obojętne. Napisała chyba ona do mnie coś z przeprosinami, ja wtedy czułam się już spokojniejsza, rozmawiałam z nią, w końcu napisałam by przyszła. Pogodziłyśmy się, miała już być szczera, powiedziała że nie będzie do niego pisać. (Teraz  wiem, że w ogóle moje zachowanie też było bardzo bardzo bardzo egoistyczne, ale wtedy to były głównie emocje.) Przez jakiś czas było okej, po czym zaczęła się dziwnie zachowywać, raz wydawało mi się jakby pisała do niego, ale myślałam, że mi się wydaje bo każdy może być bez profilowego. Myślałam, że wariuję, coraz dziwniej się zachowywała. Wtedy też wyszły sobie we dwie beze mnie do klubu, ona i ta druga koleżanka. Coś przeczuwałam, ale nic nie wiedziałam, po czym siedziałam przed zajęciami, była tylko nasza wspólna koleżanka i rozwiązywałam z nią jakieś takie testy co się odpowiada na pytania. Zaznaczyła, że jest w przyjaźni skrzynią pełną tajemnic, sekretów. Czułam coś, zapytałam, a jakich Ty sekretów strzeżesz, może jakichś, które mnie dotyczą, a Ciebie nie? Odpowiedziała, że może tak. Wiedziałam już, ona z nim pisała. To mi wystarczyło. Jak przyszła to już zachowywała się dziwnie jak byśmy nie gadały, a ja nawet nie zdążyłam zareagować. Dopiero później przestałam się odzywać. Rozmawiała ze mną nasza koleżanka, choć wtedy to już bardziej jej koleżanka, bo wybrała stronę. W końcu stwierdziłam, że napiszę. Zaprosiłam jego i ją, tłumaczyła się, że źle się czuję z tym, że mnie oszukuje itd, przeprosiła.  Dla mnie już nie była szczera, bo okłamała mnie drugi raz. Stwierdziłam, że jest nieszczera. Niby jakoś coś wyjaśniłyśmy, ale nie było w mojej głowie opcji o powrocie do przyjaźni. Nadal czułam się zła. Później co chwilę dowiadywałam się kiedy mnie okłamywała i z czym, że napisała do niego zaraz następnego dnia po tym jak mi obiecywała i takie tam, że się spotkali po moich urodzinach. Ja wtedy przez tą sytuację z nim nie rozmawiałam, bo był zły no i nie dziwie mu się. Niepotrzebnie mimo wszystko, jakkolwiek się wtrącałam. Ech, ta cała sytuacja była ciężka i pełna różnych emocji. Takich rzeczy się nie rozumie od razu, tu potrzeba czasu. (ta sytuacja działa się styczeń/luty/marzec na drugim roku, teraz jestem na 3) Później to już chyba robiłyśmy sobie czasem na złość. Przyszły wakacje. Jak wróciłyśmy to były już dwie grupki w naszej grupie. Ja i moja koleżanka i ona z moją starą koleżanką i tą co jest fałszywką i była przyjaciółką tej mojej koleżanki. (mogłam Wam pisać od początku z imionami bo nie idzie tego ogarnąć) Na początku roku akademickiego byłam znowu zła, o to że się tak zachowują, że nie odpowiadają cześć mojej koleżance ( z którą się przecież nie kłóciły), o to, że dowiedziałam się z telefonu mojej przyjaciółki (z która mam teraz taki zły kontakt, bo tak jej wygodniej, nie tej ze studiów, tej z liceum), że ten przyjaciel skończył ze mną znajomość. Ta przyjaciółka wiedziała co robię, nie robiłam tego po kryjomu, gdyby nie to to bym się nie dowiedziała, że ponoć skończył ze mną znajomość. (Choć po tych akcjach z tą koleżanką, jeszcze ze sobą nie raz rozmawialiśmy, nawet bardzo szczerze.) Chyba wtedy byłam jeszcze bardziej zła na nią bo ją obwiniałam. No i to tak chaotycznie napisana historia o co poszło i skąd się wziął problem. Jak nie rozumiecie tego co napisałam (a nie dziwie się, bo bardziej pokręcić się nie dało), to mi chodziło o to, że mnie dwa razy oszukała i uznałam, że jest nieszczera, skreśliłam ją jakby z mojego przyszłego życia.
Dotarło do mnie dopiero teraz na kwarantannie. Kiedy moja przyjaciółka powiedziała mi, że ten mój były przyjaciel powiedział, uważa że teraz ma ze mną normalny kontakt (nie mówimy sobie cześć) i nie wyobraża sobie raczej mieć bliższego. Dotarło do mnie, że mnie skreślił z listy swoich znajomych, po tylu latach, po takiej szczerości, tylu wspomnieniach i kurwa wszystkim, on stwierdził, że to koniec i już. Pisałam Wam już o tym, że bardzo mnie to zabolało, żaliłam się, że nie rozumiem jak można kogoś tak nagle zostawić, skreślić. Zaczęłam myśleć, że jak jeden błąd może zaważyć na całej znajomości i na tym ile dla niego zrobiłam nie raz, nie mogłam tego wprost pojąć. Zaczęłam myśleć czyżby ten jeden błąd miał mnie określać? Nie, przecież nie jestem taka jak mój jeden błąd. W serialach też zaczął mi się przewijać motyw jednego błędu, nieidealnych ludzi, tego że jesteśmy przecież grzeszni i trzeba to akceptować, że jeden błąd nas nie przekreśla i jeśli ma się z kimś taki kontakt, to po pierwsze szkoda go tracić, bo musiał coś znaczyć, a po drugie to sama pisałam, że zawsze uważałam, że rozmową można wszystko naprawić, nawet jeśli coś potrzebuję czasu, to można przysiąść w końcu, porozmawiać i wrócić do tego co było, bo popełniamy błędy. Ja dopiero teraz widzę swoje, niestety dopiero teraz, niektóre osoby też zniknęły z mojego życia przeze mnie miedzy innymi.
Wtedy do mnie dotarło, trafiło jak grom z jasnego nieba, zrobiłam to samo. Ja gadająca w kółko o tym, że nie można od tak odchodzić, że wszystko jest do naprawienia, zrobiłam to samo. Do tego sama byłam egoistką i popełniłam błąd. Zatem jej też nie określało to kłamstwo, to że skłamała nie znaczy, że zawsze była nieszczera, czy że jest fałszywa. Nie mogę jej skreślić i nie spróbować jeszcze raz wrócić do tego co było, bo może faktycznie było to warte więcej. Napisałam, najpierw pisałyśmy o tak o. Ja się dość długo zastanawiałam czy to zrobić, już raz tu wcześniej pisałam, że myśle o czymś by coś zrobić i miałam się Was radzić, ale pózniej stwierdziłam, że tego nie zrobię, że nie napisze do niej i tak, aż w końcu się stało. Pisałam z nią cały dzień o głupotach, nie wiedziałam co robić, nie wiedziałam czy komuś tego nie wyśle od razu. Poszłam do "drugiego" domu (jeden dom, dwa wejścia, ode mnie brak połączenia do kuchni rodziców), chyba po picie czy po jedzenie. Na dworze tak pięknie pachniało deszczem. Poczułam się starą dobrą sobą. Tą która nie zrobiłaby nikomu nic złego, tej której zależało na ludziach, która potrafiła wybaczać i rozmawiać. Tej dla której nie było znaczenia co kto zrobił, bo wszystko się dało naprawić. Tej która ceniła wartościowych ludzi w życiu, nie tylko tych fajnych, których poznała w liceum. Stwierdziłam, że napiszę to co chciałam jej napisać. Już nie będę tego streszczać jak to wszystko wyżej, chodziło o to, że wytłumaczyłam, że dotarło do mnie to co wam napisałam, że ja też źle się zachowałam, przeprosiłam za to, że potrzebowałam czasu (bo potrzebowałam), ale uważam, że wszystko można naprawić, do wszystkiego wrócić, powiedziałam by ona sobie to też przemyślała czy by chciała by było jak dawniej czy już sobie wszystko poukładała. Była jak to sama określiła szczęśliwa i w jakiejś euforii ja na haju, trochę się tego spodziewałam bo widziałam, że ona bardzo się cieszyła kiedy coś jej pisze, na coś zareaguje na instagramie. Wiedziałam też, że muszę jej dać czas do namysłu, bo choć uważam, że ona tego chce, to jednak jest to ciężka sytuacja, ze względu na te grupki. Myślę, że jej dwie obecne koleżanki nie patrzyłyby tak przychylnie na to, że znowu gadamy, bo w głębi to one sobie zdają sprawę z tego, że zawsze bardziej jej zależało na mnie i mi więcej mówiła, niż naszej wspólnej koleżance, a już na pewno tej trzeciej, której sama nie lubiła. Nie che by ona musiała wybierać jeśli im się to nie spodoba, bo kiedy ja się z nią nie kolegowałam to one przy niej były, jednak ja też nie będę z nimi w bliskich więziach, bo po prostu tego nie czuję. Chciałabym by dało się to odgraniczyć. W końcu ludzie mają różnych znajomych i te grupki nie muszą się łączyć, wystarczy się szanować. Także poczekam i zobaczę co los da, jak nie będzie to jakoś się to poukłada. Wydaje mi się, że ona zaryzykuje i będzie chciała wrócić do tego co było, bo widzę po tym jak do mnie pisze, ale też to musi być jej 100% pewna decyzja by to się miało udać, a nie wrócimy na studia i będzie jak byśmy nadal były obojętne na siebie, bo ona się boi co inni powiedzą. Wiem, że ta trzecia gadała o mnie i mojej koleżance do innych,możliwe, że wszystkie trzy się żaliły i coś opowiadały, więc może się obawiać, że ktoś się zdziwi jak nagle zacznie ze mną tak rozmawiać po tym jak coś na mnie mówiła. Co ma być to będzie, ciesze się w sumie, że napisałam. Muszę bardziej doceniać ludzi, których mam w życiu, a mniej myśleć o tych, którzy nie chcą mnie w swoim. Wcześniej wydawało mi się, że już mam przyjaciół i może mi nie zależeć na nowych znajomościach, ale to nieprawda. Nawet po latach okazuje się, że to nie było to.
Wybaczcie, że to jest tak chaotyczne, ja to zaraz jeszcze przeczytam i spróbuję coś poprawić, ale to i tak ciężko zebrać kilka lat w notce na bloga, kiedy można by z tego było napisać książkę. Może nawet takową powinnam zacząć pisać, moje życie i przemyślenia :D. (Przeczytałam, jestem jak autorzy tych książek, którzy dają dużo dodatkowego, niepotrzebnego opisu przyrody.)

Miałam pisać o czymś jeszcze co mnie dzisiaj podłamało, ale trochę się uspokoiłam i nie chce by ta notka miała aż tak dużo wątków, więc jeśli jutro nadal będzie mi to doskwierać to wtedy o tym napiszę.
To by już było na tyle, więc tu się z Wami żegnam i idę poczytać co u Was.
Dziękuję za przeczytanie <3
Trzymajcie się!





💗
Nie ogarnę dzisiaj wszystkich blogów, jestem zbyt zmęczona, nie chce czytać nieuważnie.
Niepotrzebnie zostawiam to zawsze na noc, wtedy wydaje mi się, że mam wenę do pisania komentarzy, ale ostatnio to już jestem zbyt śpiąca, więc chyba muszę zacząć zaglądać w dzień. 

6 komentarzy:

  1. Bardzo szybko spada Ci waga, to dobrze w końcu zacznie wolniej ale póki co jest z czego się cieszyć, więc się nie bój Lody to nic złego
    Przeczytałam ta notke i faceci tak mają że nie starają się gdy im na czymś nie zależy miałam przyjaciela bliskiego tak jak Ty 4lata po których wyznał mi że chce coś więcej i kontakt zaczal się psuć więc znam z autopsji
    Akurat ciężka sytuacja u Ciebie bo jak sama nie chciałaś to jak pies ogrodnika zabraniać koleżance ale są rzeczy na które nie mamy wpływu i boli, rozumiem ta złość
    On też mógł pokazywać Ci co straciłaś kierując swoje uczucia do znajomej, czas na szczęście leczy rany i wysnuwa się wnioski z doświadczenia
    będziesz teraz silniejsza i z każdym rokiem łatwiej będzie się oswoić z sytuacją
    Niestety czasami jak ktoś za długo jest dla nas jak brat po latach ciezko przerwać ta granicę
    Oby tak dalej z dietą! Trzymaj się 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugie i trzecie zdjęcie mega. <3 cieszę się, że waga spada i dobrze Ci idzie. :) ja mam tak z nauką teorii muzyki - raz, że robię to dla siebie samej (nikt mnie nie ocenia, nie mam egzaminów ani nic) i muzykę kocham - ale żeby się zebrać do nauki teorii to dramat jakiś. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście trochę chaotycznie napisałaś ale jedno w tym jest ważne - widzisz swoje błędy i to jest cudowna umiejętność na którą nie każdego stać. Super że zrozumiałaś że nie skreśla się ludzi po 1 błędzie - ludzie nie są bialo-czarni (albo zli, albo dobrzy), kazdy ma w sobie coś dobrego i coś złego. To bardzo ważne i ja to zrozumialam dopiero u psychologa. Tez niepotrzebnie skreslilam bardzo wazne dla mnie osoby i nie mialam z nimi kontaktu ponad pol roku (a normalnie mialam CALE ŻYCIE). Trzeba robic to co sie czuje ale racjonalnie, nie pod wplywem emocji. Mam nadzieje ze wszystko sie do konca ulozy i ustabilizuje, tego Ci zycze bo Ty juz zrobilas ogromny krok, jestem pod wrazeniem 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytane :) Jeżeli chodzi o relacje, to najważniejsza w nich jest szczerość i szacunek. Ja wychodzę z założenia, że jeśli ktoś nie jest wobec nas szczery, to nas nie szanuje. Jeżeli dajemy z siebie innym dużo, to mamy prawo oczekiwać wzajemności. Bezinteresowność? Nie w relacjach z ludźmi. Im szybciej to sobie uświadomimy tym lepiej dla nas. Wiem, że brzmię dość pesymistycznie, ale bazuję na swoich doświadczeniach i obserwacjach.
    Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny wynik :) gratuluję! Ależ masz zawikłana historię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie to nie ja tak stwierdziłam tylko ona i pierwszy raz coś usłyszałam takiego wtedy jak to powiedziała :D chociaż styl trochę mówi zazwyczaj o zainteresowaniach o takim stylu bycia, więc można coś tam stwierdzić

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję <3

0

Witajcie,  Trochę mnie tu nie było. Chciałabym napisać, że tyle się u mnie zmieniło, ale jak się nad tym zastanowię to właściwie wszystko je...